4 marca 2001 roku, w blasku reflektorów kilkunastu uczestników pierwszej edycji „Big Brothera” wprowadzano pod telewizyjną obserwację do domu w Sękocinie nieopodal Warszawy. Mieli stamtąd wyjść jako gwiazdy i bogaci ludzie (nagrodą było pół miliona złotych). Sam program, na licencji holenderskiego producenta Endemol, miał zrewolucjonizować telewizję. Po dziesięciu latach wiadomo już, że owszem, zrewolucjonizował. Ale raczej telewizję klasy B.
Pomysł, bardzo popularny w ciągu kilku pierwszych lat (gry zrealizowano „Bar”, „Dwa światy” czy „Jestem jaki jestem”), wypalił się dość szybko. Dziś w największych kanałach dominują programy z gwiazdami – tańce, teleturnieje itp. – a różne formaty typu reality show dogorywają jeszcze w mniejszych stacjach. Po pięciu edycjach nie ma już na ekranie oryginalnego „Big Brothera” i pochodnych. Znikły z anteny najbardziej kontrowersyjne wariacje na temat – prowokacyjna „Zamiana żon” (Polsat) czy rozerotyzowane „Amazonki” (TV4).
Medialne kariery uczestników polskich reality show policzymy na palcach jednej ręki. Dwóch polityków: Janusz Dzięcioł z „BB” (poseł PO) i Bartosz Arłukowicz z „Agenta” (poseł SLD). Dwie gwiazdki prasy tabloidowej: Agnieszka (obecnie Maja) Frykowska i Jola Rutowicz. I wreszcie Doda, uczestniczka „Baru” – tyle że ta już wcześniej znana była z płyt zespołu Virgin. Reszta uczestników była potrzebna telewizji jako reklamowe mięso armatnie, dopóki ludzie pamiętali ich twarze i dopóki nie wygasły im kontrakty z telewizją, dzięki którym stacje mogły uczestniczyć w ich zyskach.
Za to prowadzący „Big Brothera” wyszli na całej zabawie znakomicie.