Refren chytrze wykonywany przez wielu tzw. celebrytów brzmi mniej więcej tak: platformersi nie zbudowali autostrad, nie zlikwidowali KRUS, nie obniżyli podatków, powiększają dług i zabierają ludziom pieniądze z OFE, nie zreformowali służby zdrowia, finansów publicznych, nie zmodernizowali kraju, premier to leniuch i lawirant, a prezydent to król gaf.
Politycy PiS natychmiast skorzystali z okazji i wymieniają jednym tchem listę swoich nowych sojuszników. Są oni prezentowani jako zapowiedź wielkiej reorientacji politycznej środowisk, które wcześniej występowały przeciwko ideologii i praktykom IV RP. Takie szufladkowanie występuje zapewne bez przyzwolenia i woli znakomitej większości obecnych krytyków PO, uprzednio jej zwolenników. Tyle tylko, że taki skutek polityczny zachowań politycznych łatwo było sobie wyobrazić.
Już kilkakrotnie wykładaliśmy na łamach POLITYKI nasz pogląd w tej sprawie, także w polemice z Januszem Jankowiakiem, który poczuł się dotknięty naszym jakoby szantażem, że krytyka rządu Tuska służy jego przeciwnikom. W podobnym tonie wypowiadali się też inni komentatorzy, jak choćby Aleksander Smolar, Paweł Śpiewak czy Rafał Kalukin. W publicystyce prawicowej (szczególnie po naszym artykule „Bunt elit”) jesteśmy prezentowani jako „niezawodni” obrońcy Tuska i stratedzy kolejnego manewru socjotechnicznego PO, pod hasłem „Odczepcie się od Tuska” lub „Kaczyński znowu groźny”. Zebraliśmy pretensje do nas w trzy grupy myśli, dodając parę komentarzy i wyjaśnień.
Pretensja 1. Niezgoda na szantaż
Nie można nas – mówią nowi krytycy PO – szantażować, że jeśli będziemy mówić swoje, to zaszkodzimy Platformie i otworzy to drogę do władzy PiS; nie zgadzaliśmy się na szantaże moralne Kaczyńskiego, nie możemy godzić się na szantaże Tuska.