Według przeprowadzonego ostatnio sondażu CBOS 87 proc. ankietowanych uważa, że katastrofa smoleńska to dziś przede wszystkim narzędzie politycznej walki, dla 85 proc. to temat zastępczy, odciągający uwagę od innych ważnych spraw, aż 78 proc. uznaje, że mówienie o tym wydarzeniu jest nudne i irytujące.
Na kilkanaście dni przed rocznicą nawet Antoni Macierewicz przestał organizować prawie codzienne konferencje prasowe swego zespołu obnażające rzekome kłamstwa ekipy rządzącej i, oczywiście, Rosjan na temat katastrofy. Samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu tylko raz zdarzyło się wystąpić w smoleńskiej sprawie, by potępić bezprzykładne „bezczeszczenie” pamięci jego brata, czyli fakt posprzątania zniczy przez służby miejskie po kolejnej „miesięcznicy”. Służby robiły to zresztą regularnie, ale dotąd jakoś nie był to powód do dramatycznych wystąpień nikogo z PiS. Teraz nagle okazało się, że rutynowa czynność sprzątania jest „zabijaniem pamięci” po Lechu Kaczyńskim.
Pojawił się też pomysł, ale nieforsowany nadmiernie agresywnie, aby port gazowy w Świnoujściu nazwać imieniem Lecha Kaczyńskiego. I właściwie tyle popłynęło z samej góry. W sumie jednak, zważywszy na poprzednie smoleńskie propagandowe ofensywy, można mówić o pewnym wyciszeniu atmosfery. Ale ostrożnie – po prostu role zostały inaczej rozdzielone.
To nie my
Wrze w zaprzyjaźnionych z PiS mediach, z „Gazetą Polską” na czele, w jej klubach, związanych z nią środowiskach, w rodzinach Radia Maryja. To tutaj odbywa się cała partyjna robota związana ze smoleńską rocznicą, swoiste „podciąganie taborów”, to tu następuje „organizacyjne wzmożenie”, tu wykuwa się cały emocjonalny patriotyczny potencjał, jaki ma zostać uruchomiony w okolicach 10 kwietnia.