Mamy już ogromny komercyjny rynek pozyskiwania i obróbki danych: firmy bankowe, ubezpieczeniowe, windykacyjne, doradztwa personalnego, badające preferencje konsumenckie i zapatrywania polityczne. Mamy rosnący segment marketingu i reklamy, klienckich kart lojalnościowych i klubów zakupowych, rynek internetowych aukcji, biur podróży i linii lotniczych, gier rozgrywanych w sieci i oczywiście portali społecznościowych. Internet przeczesują nasi nowi i starzy znajomi, potencjalni pracodawcy, osoby weryfikujące nasze ankiety personalne i wnioski o kredyt w banku. To w dużej mierze na Internecie opiera się też dziennikarstwo śledcze, nie mówiąc już o tzw. białym wywiadzie różnych służb. A z edukacją o skutkach złej ochrony danych osobowych jesteśmy w powijakach.
Potykają się o to nawet wielkie urzędy, jak choćby Główny Urząd Statystyczny, który – jak wykazała kontrola przeprowadzona przez generalnego inspektora ochrony danych osobowych – nie wykonał wszystkich niezbędnych zabezpieczeń uniemożliwiających dostęp do danych w formularzu spisu powszechnego. Przeciwnicy budowy w GUS, z okazji spisu, wielkiej megabazy danych obywateli mogą więc mieć satysfakcję. A podobnych baz będzie przybywać.
W tym roku prezydent RP podpisał już dwie ustawy przyzwalające na budowę megabaz danych – o Systemie Informacji Medycznej (SIM) i o Systemie Informacji Oświatowej (SIO). Pierwszy obejmie w zasadzie wszystkich, a drugi ok. 20 proc. obywateli.
Megabazy
Od początku ich budowa budziła sprzeciw, zwłaszcza SIO. Organizacje zajmujące się ochroną konstytucyjnych praw i wolności uznały, że system ten zagraża prawu do prywatności.