Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość chciało „przykryć” własnym zlotem konwencję przygotowaną na 10-lecie PO, to ten pomysł nie wypalił. Jarosław Kaczyński znów przywołał dwie ścierające się Polski. Jedna – ta syta, gnuśna, z karkami schylonymi raz na wschód, raz na zachód, niewidząca dalej swojego nosa, wierząca tylko w siłę załatwiania interesów przez układy – bawi się w Gdańsku jak na tonącym „Titanicu”. Ta druga jest właśnie z nim („Tu jest Polska!” – skandowała w odpowiedzi młodzież). Tamta jest anachroniczna (nic nie wskazywało, aby prezes w tym momencie żartował), a ta jest Polską przyszłości i to jej trzeba oddać władzę już w tych wyborach, aby przynajmniej uniknąć kompromitacji przy okazji Euro 2012. Prezes w gruncie rzeczy powtarzał to, co mówi od dawna, choć ostatnio, trzeba przyznać, dość się starał, aby opowieści o ponurych układach, śmiertelnych zagrożeniach czy totalnej nieudolności obecnej władzy nie nadużywać.
W gdańskiej Arenie Donald Tusk, ostatnio zdradzający pewne wahania nastrojów, był natomiast w bardzo dobrej formie. Tam mówiono, że Polska jest jedna i ma powody do dumy, przeżywa wielki awans gospodarczy i cywilizacyjny. Jeśli ta konwencja miała tchnąć ducha w rzeczywiście nieco zgnuśniałe po czterech latach władzy szeregi Platformy, to cel został chyba osiągnięty.
W dodatku PO przypomina, że wciąż chce być nie tyle partią, co ruchem obywatelskim, takim, jak miała być u początków. Właśnie tym odwołaniem się do źródeł, czasu gdy PO powstawała, tłumaczono owe tak głośne transfery, zwłaszcza polityków socjalliberalnego pochodzenia, jak Dariusz Rosati czy Bartosz Arłukowicz, a być może także następnych, wywodzących się głównie z socjaldemokratycznego pnia. Przede wszystkim zaś transfer tygodnia, czyli przyłączenie się do „towarzystwa Platformy” Joanny Kluzik-Rostkowskiej, niedawnej szefowej kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego i byłej liderki PJN.