Rehabilitacja przez Bundestag dawnej polskiej mniejszości narodowej w Niemczech, zlikwidowanej w czasie wojny przez hitlerowców, jest ładnym gestem z okazji 20 rocznicy traktatu z 1991 r. Wprawdzie nasi narodowcy kręcą nosem, że deklaracja wspomina także wkład niemieckich wypędzonych w pojednanie polsko-niemieckie, ale to ich odruch Pawłowa. Günter Grass, Siegfried Lenz, Horst Bienek, Klaus i Philipp von Bismarckowie i tysiące mniej znanych wysiedleńców z dawnych Niemiec wschodnich rzeczywiście było prekursorami uznania granicy na Odrze i Nysie i polsko-niemieckiego pojednania. Przeciwstawili się większości własnego społeczeństwa i należą im się słowa uznania.
Teraz dysputy wewnątrz i wokół niemieckiej Polonii mogą się potoczyć nowym torem. U nas wielu jest wciąż zapatrzonych w szkolną narrację o dziesięciu wiekach polsko-niemieckich zmagań – w Bartka Zwycięzcę i strajk polskich dzieci we Wrześni. Z kolei Niemcy „swoich Polaków” nie kojarzą z mieszkającym w Kolonii kompozytorem prof. Krzysztofem Meyerem, przedsiębiorcą Jackiem Drożakiem czy dwójką posłów do Bundestagu z partii Zielonych – Agnieszką Malczak i Jerzym Montagiem, ale – co najwyżej – z piłkarzami Ernstem Willimowskim (do 1939 r. w polskiej, od 1941 r. w niemieckiej drużynie narodowej) oraz z dzisiejszymi gwiazdami reprezentacji Mirosławem Klose i Łukaszem Podolskim.
W związku z rocznicową deklaracją Bundestagu, niemieckie gazety odgrzebują starsze polskie ślady. „Frankfurter Allgemeine Zeitung” obszerny raport o Polakach w Republice Federalnej zatytułowała „Viva Polonia!