Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Solidarność warcząca

W rocznicę Sierpnia w Solidarności pachnie wojną

„Przez ostatnie 20 lat Solidarność wyludniała się i traciła na znaczeniu. Złote czasy skończyły się wraz z upadkiem AWS i odejściem Mariana Krzaklewskiego”. „Przez ostatnie 20 lat Solidarność wyludniała się i traciła na znaczeniu. Złote czasy skończyły się wraz z upadkiem AWS i odejściem Mariana Krzaklewskiego”. Jan Bielecki / EAST NEWS
W Solidarności wrze. Nie chodzi tylko o niezaproszenie Jarosława Kaczyńskiego na obchody Sierpnia, ale o to, że związek w ogóle przestaje być już przybudówką PiS, co dotąd wydawało się oczywistością.
„Radykałowie mają żal, że Piotr Duda popsuł im bratnie kontakty z Kaczyńskim i jego partią. Mówią, że związek powinien szukać sprzymierzeńców politycznych, którzy będą wspierać ustawy związkowe”.Stefan Maszewski/Reporter „Radykałowie mają żal, że Piotr Duda popsuł im bratnie kontakty z Kaczyńskim i jego partią. Mówią, że związek powinien szukać sprzymierzeńców politycznych, którzy będą wspierać ustawy związkowe”.
„Solidarność, zdaniem części związkowców, niebezpiecznie nabiera liberalnego przechyłu”.Marek Kuwak/Reporter „Solidarność, zdaniem części związkowców, niebezpiecznie nabiera liberalnego przechyłu”.

Już na początku sierpnia wiadomo było, że w Solidarności idzie wojna. Nowy przewodniczący Piotr Duda po 10-letniej przerwie zaprosił do siedziby związku Lecha Wałęsę, którego ekipa jego poprzednika, Janusza Śniadka, nie trawiła. I nie reago­wał, gdy były prezydent powiedział, że jeśli do wyborów nie powstanie inne ugrupowanie, będzie musiał wesprzeć ­Platformę.

– Gdyby przewodniczący był apolityczny, toby od razu interweniował – mówi Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący stoczniowej Solidarności, który sam będzie walczył o poselski mandat z konkurencyjnego PiS.

Im bliżej rocznicy Sierpnia, tym atmosfera robiła się cięższa. Wszelkie granice, zdaniem gdańskich stoczniowców, Duda przekroczył, gdy zakomunikował, że na uroczystości sierpniowe nie zamierza imiennie zapraszać przywódców partyjnych.

– Brak takiego zaproszenia godził w godność Jarosława Kaczyńskiego – tłumaczy Guzikiewicz. – Dlatego bardzo szybko postanowiliśmy naprawić to faux pas i wysłać zaproszenie dla człowieka, który w czasie przełomu był dla nas jak brat. Stąd awantura na cały związek. Zdaniem Guzikiewicza złamano świętą zasadę, że stoczniowcy mogą na swoje uroczystości zaprosić, kogo tylko chcą. – Duda powinien za to przeprosić prezesa – mówi.

Nie chodzi jednak ani o niewysłane zaproszenia, ani o uroczystości rocznicowe, tylko o to, że Solidarność, zdaniem części związkowców, niebezpiecznie nabiera liberalnego przechyłu. – Przeszedł na drugą stronę barykady i jest za Platformą – precyzuje Guzikiewicz, któremu, tak jak wielu innym związkowcom, nie podoba się dystans, który przewodniczący od wielu miesięcy okazuje prezesowi Kaczyńskiemu.

– On po prostu stara się trzymać związek z dala od polityki – tłumaczy Jerzy Borowczak, gdański działacz Solidarności i poseł PO. – Uważa, że Solidarność ma realizować swój program i nie musi kochać już tylko jednej partii.

Upadek

Przez ostatnie 20 lat Solidarność wyludniała się i traciła na znaczeniu. Złote czasy skończyły się wraz z upadkiem AWS i odejściem Mariana Krzaklewskiego, który był ostatnim szefem mającym realny wpływ na rząd. Potem było już tylko gorzej.

Z hegemona politycznego, dyktującego na początku lat 90. warunki partiom politycznym, Solidarność za czasów Janusza Śniadka przekształciła się w przybudówkę PiS, wykorzystywaną na partyjnych wiecach i w kampaniach wyborczych. – Janusz próbował się przypodobać raz Lechowi, a raz Jarosławowi Kaczyńskiemu. W nagrodę dostał wysokie miejsce na listach PiS – mówi Borowczak.

Podczas ubiegłorocznego, październikowego zjazdu związku nic nie wróżyło, że cokolwiek się zmieni. Wybory przewodniczącego miały być tylko formalnością, bo faworyt był jeden. – Janusz miał policzone głosy i jeszcze przed zjazdem wydawało mu się, że wygraną ma w kieszeni – dodaje Borowczak. – Tylko że niespodziewanie wyłamał się jeden z regionów.

Zamiast Janusza Śniadka szefem związku został Piotr Duda z Gliwic, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności. Była to zmiana pokoleniowa, bo 49-letni Duda, w odróżnieniu od swoich poprzedników, nie miał nic wspólnego z podziemiem i konspiracją, a nawet słabo pamięta klimat Sierpnia. Jego życiorys znacznie różnił się od CV zasłużonych związkowców, tropionych przez lata przez SB. Gdy oni się ukrywali, Duda służył jako komandos w Ludowym Wojsku Polskim.

Po zwycięstwie nowy przewodniczący zapowiedział rewolucyjne zmiany: zerwanie z uzależnieniem od PiS i przeniesienie, po 30 latach, siedziby Komisji Krajowej z Gdańska do Warszawy. Potem powiedział, że nie potrzebuje papierowych stanowisk, więc prezydium KK ograniczył o połowę, pozbywając się przy okazji baronów, czyli potężnych przewodniczących regionów. Tłumaczył, że mniejsze prezydium będzie bardziej mobilne, a szefowie regionów, zamiast robić politykę na górze, niech zajmą się strukturami na dole.

– Narobił sobie wielu wrogów – mówi Borowczak. – Musi się teraz liczyć z tym, że kontratak kiedyś nastąpi i będzie to dla niego bardzo niebezpieczne.

Problem nowego przewodniczącego polega również na tym, że choć 10 miesięcy temu wybory wygrał, było to minimalne zwycięstwo, różnicą zaledwie 27 głosów. Głosy delegatów rozłożyły się prawie po równo, więc liczbę zwolenników równoważy liczba jego przeciwników. – Duda wygrał demokratycznie i trzeba to uszanować, ale związek jest podzielony na pół – mówi Guzikiewicz.

Jeden z najbardziej prężnych Region Gdański stał murem za Śniadkiem i do dziś nie może pogodzić się z jego przegraną. Całe to odpolitycznienie związku też się gdańskim związkowcom nie podoba. Bliskie związki z PiS dawały szansę zamiany kariery związkowej na polityczną.

– Dudy w ogóle kariera polityczna nie interesuje, bo jest i chce być związkowcem – mówi Borowczak. – Całą energię wkłada w to, by przestawić Solidarność na socjalne tory.

Kurs się zmienia

Karol Guzikiewicz twierdzi, że przewodniczący niepotrzebnie naraża się masom związkowym. Nie podobało im się, że tuż po wyborze zabiegał o względy Lecha Wałęsy. Dla nich Wałęsa to człowiek plujący na Solidarność, o szkodliwości porównywalnej z Donaldem Tuskiem.

W kwietniu Duda uparł się i nie pozwolił wywiesić na gdańskim budynku Solidarności wielkiego baneru nawiązującego do mordu katyńskiego i smoleńskiej katastrofy z hasłem „Zbrodnia i Kłamstwo”. Tłumaczył, że napis jest kontrowersyjny i nie chce, by był wykorzystywany do gry politycznej. Mimo sprzeciwów przewodniczącego transparent wywieszono, ale tylko na części budynku należącej do gdańskiego Zarządu Regionu. Bo zarząd jest niezależny od Komisji Krajowej.

W czerwcu Duda poprowadził pod Urząd Rady Ministrów 60 tys. związkowców, w największej od lat solidarnościowej demonstracji. Ale nawet i to jego przeciwnicy uznają za porażkę. Zamiast opon związkowcy przywieźli namioty, które miały stanąć pod Kancelarią Premiera. – Na osobistą prośbę Dudy miasteczko związkowe nie powstało, bo rząd obiecał rozmowy – mówi Guzikiewicz. – Nas wypalono, a zamiast poważnych rozmów było tylko krótkie spotkanie przewodniczącego z premierem.

Radykałowie byli zawiedzeni. Mówili: chcemy wodza, który poprowadzi nas do zwycięstwa, a osiągnięcia Piotrka są mizerne, bo jest za miękki.

– Nowe kierownictwo daje nam sygnały, że zmienił się kurs – mówi Jan Mosiński, szef regionu Wielkopolska Południowa, najstarszy stażem członek Komisji Krajowej. Punktem odniesienia jest zwykle PiS, rząd Marcinkiewicza i Kaczyńskiego. – Nie jest prawdą, że zawsze między nami było super – mówi Mosiński. – Mieliśmy też ciche dni, ale PiS nie był antyzwiązkowy.

Radykałowie mają żal, że Piotr Duda popsuł im bratnie kontakty z Kaczyńskim i jego partią. Mówią, że związek powinien szukać sprzymierzeńców politycznych, którzy będą wspierać ustawy związkowe. – Dziś najbardziej socjalny program, zbliżony do Solidarności, ma PiS, więc musimy z nim blisko współpracować – mówi Guzikiewicz, dodając, że tak myśli 90 proc. związkowców. Dlatego stoją murem za prezesem Kaczyńskim. To oni najgłośniej dziś krzyczą, że przewodniczący Duda chodzi na pasku liberałów i ciągnie związek w kierunku Platformy, chroniąc przy okazji rząd Tuska. A oskarżenie kogoś o liberalizm jest wciąż najgorszą związkową inwektywą. Więc przewodniczący, na którego wielu działaczy PO patrzy znacznie życzliwiej niż na jego poprzednika, wciąż musi się dystansować.

Tuż po swoim wyborze zapewniał delegatów, że musiałby być samobójcą, by utożsamiać Solidarność z Platformą i jej liberalnymi koncepcjami. – Programowo jest nam bliżej do PiS i żaden działacz związkowy nigdy nie poprze liberalnych założeń Platformy – tłumaczy przewodniczący Duda. – Większość członków PO to zatwardziali liberałowie, którzy by nas, związkowców, w łyżce wody utopili. Musiałbym być ostatnim niewdzięcznikiem, by ich wspierać.

Duda zapowiedział, że w realizacji celów związkowych gotów jest współpracować ze wszystkimi partiami. By przeforsować projekt ustawy o płacy minimalnej, spotkał się ze wszystkimi klubami parlamentarnymi, łącznie z SLD i Platformą.

Podczas ubiegłorocznych uroczystości w kopalni Wujek na Śląsku powiedział prezydentowi Bronisław Komorowskiemu, że choć na niego nie głosował, to szanuje ten wybór i od dnia zaprzysiężenia uważa go za swojego prezydenta. – Musimy się nauczyć szanować wybory Polaków, bo z każdą władzą trzeba rozmawiać – mówi.

Rozsiewane przez przeciwników Dudy plotki o toczącym się wewnątrz związku sporze między zwolennikami Platformy i PiS ze związkowego punktu widzenia są absurdalne. – Takiego sporu nie ma, bo być go nie może – mówi Jan Mosiński. Jego zdaniem przed związkiem stoi dziś zasadnicza dyskusja, jak poruszać się w polityce, gdzie szukać koalicjantów i jak dochodzić swoich roszczeń. I zasadniczy wybór, jaką drogą pójść w przyszłość: partycypacyjną czy rewindykacyjną. – Duda musi się zdecydować, czy chce być jastrzębiem, czy gołębiem – dodaje Mosiński.

A on wciąż powtarza, że chce stać z dala od polityki i prosi, by nie przenosić partyjnych konfliktów do związku. Uważa, że historia, która dzieli dziś związek, nie ma znaczenia dla młodych pracowników: – Traktują składkę na związek jak ubezpieczenie i w razie wypadku chcą mieć profesjonalną pomoc. To jest dla nich najważniejsze.

Borowczak podaje przykład dobrze funkcjonującej gdańskiej Stoczni Remontowej, gdzie szefem Solidarności jest Mirosław Piórek. – Tam pracuje 7 tys. ludzi, a czy ktoś słyszał o jakichś konfliktach? W Stoczni Gdańskiej natomiast są ciągłe jasełka.

Awanturka może zaistnieć

Rocznica podpisania porozumień strajkowych 31 sierpnia jest jedynym dniem w roku, kiedy oczy całej Polski kierują się w stronę Gdańska. Właśnie ten dzień wykorzystują radykałowie do własnej promocji, by w Polsce lepiej ich słyszano. W tym roku jest podobnie, tylko że kłótnia rozpoczęła się trochę wcześniej niż zazwyczaj, bo akurat rocznica wypadła w trakcie kampanii wyborczej. Przy gdańskich krzyżach oczekiwane jest więc symboliczne starcie Polski liberalnej, reprezentowanej przez PO, z Polską solidarną z PiS. Tylko nie wiadomo, czy do starcia gigantów dojdzie. Nawet Jarosław Kaczyński nie potwierdził jeszcze zaproszenia. A Krzysztof Dośla, szef gdańskiego regionu „S”, twierdzi, że do Gdańska nie wybiera się ani premier Donald Tusk, ani prezydent Bronisław Komorowski.

– Jeśli przyjadą, jakaś awanturka może zaistnieć – mówi Karol Guzikiewicz.

Złudzeń też nie ma Borowczak: – Nie unikniemy tupania, buczenia i gwizdów – mówi. – Wywalczyliśmy im to prawo, by dziś nas mogli wygwizdać.

Polityka 35.2011 (2822) z dnia 24.08.2011; Polityka; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Solidarność warcząca"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną