Już na początku sierpnia wiadomo było, że w Solidarności idzie wojna. Nowy przewodniczący Piotr Duda po 10-letniej przerwie zaprosił do siedziby związku Lecha Wałęsę, którego ekipa jego poprzednika, Janusza Śniadka, nie trawiła. I nie reagował, gdy były prezydent powiedział, że jeśli do wyborów nie powstanie inne ugrupowanie, będzie musiał wesprzeć Platformę.
– Gdyby przewodniczący był apolityczny, toby od razu interweniował – mówi Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący stoczniowej Solidarności, który sam będzie walczył o poselski mandat z konkurencyjnego PiS.
Im bliżej rocznicy Sierpnia, tym atmosfera robiła się cięższa. Wszelkie granice, zdaniem gdańskich stoczniowców, Duda przekroczył, gdy zakomunikował, że na uroczystości sierpniowe nie zamierza imiennie zapraszać przywódców partyjnych.
– Brak takiego zaproszenia godził w godność Jarosława Kaczyńskiego – tłumaczy Guzikiewicz. – Dlatego bardzo szybko postanowiliśmy naprawić to faux pas i wysłać zaproszenie dla człowieka, który w czasie przełomu był dla nas jak brat. Stąd awantura na cały związek. Zdaniem Guzikiewicza złamano świętą zasadę, że stoczniowcy mogą na swoje uroczystości zaprosić, kogo tylko chcą. – Duda powinien za to przeprosić prezesa – mówi.
Nie chodzi jednak ani o niewysłane zaproszenia, ani o uroczystości rocznicowe, tylko o to, że Solidarność, zdaniem części związkowców, niebezpiecznie nabiera liberalnego przechyłu. – Przeszedł na drugą stronę barykady i jest za Platformą – precyzuje Guzikiewicz, któremu, tak jak wielu innym związkowcom, nie podoba się dystans, który przewodniczący od wielu miesięcy okazuje prezesowi Kaczyńskiemu.
– On po prostu stara się trzymać związek z dala od polityki – tłumaczy Jerzy Borowczak, gdański działacz Solidarności i poseł PO.