Grzegorz Rzeczkowski: Sojusz Lewicy Demokratycznej dotyka nogami progu wyborczego, SdPl się rozpadł, Zieloni i Partia Kobiet nie wychodzą poza margines błędu statystycznego... Co się stało z polską lewicą, panie profesorze?
Prof. Jacek Raciborski: Sytuacja nie jest do końca jasna. Nie pojawiły się bowiem żadne strukturalne przesłanki, które miałyby prowadzić do całkowitej marginalizacji lewicy. W gruncie rzeczy niewiele wydarzyło się w ostatnich trzech miesiącach, czyli od chwili, gdy SLD miał 15 – 16 procent poparcia. Ludzie ani się gwałtownie nie wzbogacili, ani bezrobocie nie spadło, ani nagle nie zaczęli bardziej ufać Platformie czy też PiS. Ludzi o lewicowych orientacjach nie ubyło. Problem niskiego poparcia dla SLD tkwi w dwubiegunowym układzie polskiej sceny politycznej oraz wewnątrz tej partii.
Która w sondażu OBOP przeprowadzonym na początku sierpnia miała tylko 6 proc. poparcia. Dramat.
Nie należy przeceniać żadnego pojedynczego sondażu, zwłaszcza w okresie wakacyjnym. Tendencja jest jednak dla SLD niekorzystna. Odpływ od SLD może odpowiadać za powiększenie się liczby wyborców niezdecydowanych, których odsetek – blisko 30 procent – jest rekordowy. Te osoby deklarują, że do wyborów pójdą, ale nie wiedzą, na którą partię zagłosują. Socjologia i psychologia znają takie prawidłowości, że w okresie kampanii wyborczej następuje pewne rozedrganie wśród wyborców, wzrost niepewności i zmienności preferencji. Ale później, tuż przed wyborami zdecydowana większość wahających się wraca na wcześniejsze pozycje i sytuacja się uspokaja. Następuje reintegracja preferencji.
Więc teraz jesteśmy w okresie rozedrgania.