Usłyszałem gdzieś, że Jarosław Kaczyński wzywa Tuska do wywieszenia białej flagi. Żąda, by Tusk się poddał i by tę flagę przyniósł do siedziby PiS, klęknął przed Kaczyńskim, Hofmanem i Kempą i wyznał, że Polska nie jest w budowie, tylko jest w Kudowie. Tak! W Kudowie-Zdroju na leczeniu, bo do tego on, Tusk, doprowadził, że leży ona w sanatorium w stanie beznadziejnym. Polska jest w rozkładzie. W rozkładzie jazdy Grabarczyka, a stan gospodarki jest taki, że gdyby nawet wycięto całą Puszczę Białowieską (park narodowy), to nie starczy drzew na papier, na którym Rostowski wydrukuje pieniądze, bo i tak będzie to kropla w morzu potrzeb.
Gdy to zrozumiałem, to nagle usłyszałem coś przeciwnego. Kaczyński wcale nie żąda, by Tusk wywiesił białą flagę i uczciwie pokajał się przed PiS. Nie! Prezes żąda, by Tusk zwinął białą flagę, która poddańczo powiewa przed polskim i światowym kapitałem oraz możnymi tego świata, którzy dzierżą banki, a w bankach pieniądze, o których tak mądrze powiedział Kaczyński, że „jeśli ktoś ma pieniądze, to znaczy, że skądś je ma”. A skąd je ma? Wiadomo, że z wyzysku ludzi biednych i uczciwych.
Kaczyński chce Tuska uratować. Chce, by ten porzucił białą flagę, wziął w ręce flagę czerwoną, dołączył do PiS i walczył ze światowym kapitalizmem w obronie uciskanych biskupów, księży, rolników polskich i biednych, którzy muszą spłacać kredyty we frankach szwajcarskich…
Niech PO wyjdzie uczciwie na ulice z transparentami: „Aresztujcie nas i naszego wodza Tuska” oraz „Połączmy nasze serca dla IV RP”. Wtedy Tusk sam się zaaresztuje i własnoręcznie spali przed URM. A wszyscy członkowie PO popłyną na Antarktydę, by zastąpić przemarznięte pingwiny, które udadzą się do ciepłej Australii na wypoczynek.