Zaczyna się ostatni etap przedwyborczych zmagań, miesiąc decydujący o ostatecznym wyniku. Jeśli ktoś sądził, że karty zostały w zasadzie rozdane, to najpewniej się pomylił. Całe nasze doświadczenie mówi, że końcówka może wiele zmienić.
Na razie mocny cios dostała Platforma Obywatelska i to ze strony, której się zapewne nie spodziewała – ze strony przedszkolaków, a ściślej rzecz biorąc ich rodziców, którzy nagle dowiedzieli się, że muszą więcej płacić za dodatkowe godziny opieki nad dziećmi. To już nie jest kwestia niezręcznej wypowiedzi, w końcu gdyby liczyć niezręczne, niemądre czy obraźliwe wypowiedzi, większość partii dawno by już poległa. Wyższe opłaty za przedszkola dotykają bardzo wiele rodzin. Budzą złość i nie da się wytłumaczyć, że to samorządy korzystają z okazji, by podnieść ceny w sytuacji, gdy zwiększa się ich zadania. Władza postrzegana jest dość jednolicie, za wszystko odpowiada rząd, zwłaszcza że to ustawa (choć poparta przez wszystkie partie) otworzyła furtkę dla wyższych opłat.
Premier chyba wyczuł groźbę, bo zareagował błyskawicznie, nakazał wojewodom kontrole, obiecał także więcej pieniędzy, ale do licytacji, która się natychmiast rozpoczęła, nie mógł stanąć. Nie może jak PiS ofiarować przedszkolakom 10 bezpłatnych godzin dziennie, gdyż nie ma na to 2 czy 3 mld zł w budżecie. Prezes PiS może, bo widzi jakieś wypchane pieniędzmi „głębokie kieszenie”, które państwo może opróżnić. Są to zapewne kieszenie bardziej przedsiębiorczych Polaków, bowiem miliarderów nie mamy w nadmiarze.
Czy sensacyjny sondaż ośrodka Homo Homini, w którym PO ma ledwie 2 pkt przewagi nad PiS, już jest efektem zawieruchy wokół przedszkoli? Zwykle takie wpadki opinia publiczna odnotowuje z pewnym opóźnieniem, niemniej w okresie przedwyborczym żadna partia nie może sobie pozwolić na lekceważenie jakiegokolwiek sondażu, zwłaszcza gdy w ogólnym klimacie czuć narastające zmęczenie Platformą.