Platforma przeprowadziła lifting marzeń. W czasie kryzysu schodzi obietnicami z frontu w kierunku zaplecza, gdzie sukcesy, ale też – co ważniejsze – porażki, są mniej widoczne. W wyborczym programie Platformy dominują drobne korekty, nie ma zapowiedzi żadnych głębszych zmian.
Obniżenie podatku VAT to powrót do stanu sprzed niedawnej jego podwyżki. Wzrost płac w sferze budżetowej ma być rekompensatą za ich zamrożenie na czas kryzysu. Miarą rewolucji na rynku pracy są proponowane „odnawialne umowy sezonowe”. Jest też zwiększenie ulgi na trzecie i kolejne dziecko oraz dla tych, którzy oszczędzają na emeryturę. Także trochę pomysłów edukacyjnych (e-podręczniki, centra nauki), coś dla starszych – zajęcia zdrowotne dla seniorów i jakaś mało porywająca i niejasna obietnica zniesienia formularzy PIT.
Te i inne podobne w skali propozycje-retusze to skromny rejestr ekonomicznego i politycznego realizmu, a zarazem droga do eklektycznego politycznego centrum, gdzie prawicowość i lewicowość nie mają żadnego znaczenia, gdyż rzeczywistość nie ma ideologicznego znaku, a odpowiedzi na dzisiejsze pytania nie znajdzie się w starych, ideologicznych księgach. Tusk dał to wyraźnie do zrozumienia podczas swojego przemówienia na konwencji. A poza tym Platforma, jak przed nią inne rządzące ugrupowania, dostała już nauczkę i przestrogę przed nadmiernym fantazjowaniem.
Premier Tusk w swoim exposé z 21 października 2007 r. powiedział m.in.: „naczelną zasadą mojego rządu będzie stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych”. Wiadomo, że to się nie udało. Tusk powiedział wtedy o kolejnictwie: „pasażerowie mają prawo do czystych dworców, punktualnych, szybkich pociągów”.