Czy świadczy to, jak chce część mediów, o wielkim głodzie teatru prawdziwego, a nie serwowanego przez telewizję od kilku lat filmo- czy serialopodobnego? Pewnie też. Teatr Telewizji wreszcie wrócił do swojej właściwej roli: prezentowania sztuk teatralnych widzom, którzy z rozmaitych przyczyn do rzeczywistego teatru trafiają rzadko. Duża część widowni wychowanej na spektaklach Złotej Setki Teatru Telewizji przyjęła ten powrót z wielka ulgą. Odetchnęli też ci wszyscy znudzeni i zmęczeni martyrologią narodową spod znaku IPN, którą Teatr Telewizji serwował widzom w sztandarowym cyklu poprzedniej dyrekcji – Scenie Faktu. To po części tłumaczy sukces „Boskiej!” – najwyższa oglądalność Teatru TVP od jedenastu lat.
Druga część sukcesu to wielka promocja – żaden inny spektakl w historii Teatru Telewizji nie miał takiego nagłośnienia. I to działa. Oczywiście znacznie trudniej byłoby wypromować tytuł „cięższy” i bez gwiazdorskiej obsady. „Boska!” Petera Quiltera w reż. Andrzeja Domalika to co prawda niegłupia, dobrze napisana i świetnie zagrana przez doborową grupę aktorów (Krystynie Jandzie partnerują Maciej Stuhr, Wiktor Zborowski i Krystyna Tkacz), ale jednak lekka komedia. Janda gra kompletnie pozbawioną talentu, za to sympatyczną, upartą i bogatą śpiewaczkę operową, która w końcu staje się postacią kultową.
No i po trzecie: technika, czyli jednoczesna transmisja w telewizji i w Internecie (118 tys. wyświetleń). Wielu widzów oglądało jednocześnie obie, bo internetowa prezentowała, do wyboru, punkt widzenia czterech kamer. Przy czym – co symptomatyczne – najwięcej wejść, aż 42 tys., zanotowała transmisja nie z kamery, która pokazywała przekaz „idący” w telewizji, ale z kamery „bocznej”.