Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Kto miał wizję, a kto wizje

Sejmowe exposé premiera Donalda Tuska było rzeczywiście bezprecedensowe. Zamiast rozwlekłej opowieści o wszystkim, łącznie z koniecznością dalszego umacniania stosunków z kolejnymi krajami Afryki czy Azji, konkrety, konkrety i jeszcze raz konkrety. Nic więc dziwnego, że wśród posłów opuszczających salę i biegnących do dziennikarzy zapanowała konsternacja. Co tu komentować? Stawali przed kamerami bezradni, próbując najbardziej bezpiecznego wyjścia: porozmawiajmy o tym, czego nie było.

Maciej Łopiński z PiS wyliczał na przykład, że nie było o kulturze, edukacji i oświacie. No dobrze, ale niech pan ustosunkuje się do tego, co było – naciskała dziennikarka. – Edukacja, oświata, kultura są niezmiernie ważne – powtarzał Łopiński. Już za chwilę wszystkim brakowało wszystkiego. Kryzys owszem, ale przecież są jeszcze drogi, transport, Euro 2012 i setka innych rzeczy. Na wielogodzinne exposé by wystarczyło. W końcu pojawiło się zbawienne słowo „wizja”. Powtarzano więc: nie było wizji państwa. Na mównicy stanął buchalter bez wizji. Bez pomysłu na Polskę – jak to ujął Janusz Palikot.

Otóż z tą wizją zawsze mam kłopot. Wysłuchałam wszystkich exposé po 1989 r. i tylko o dwóch mogę powiedzieć, że prezentowały wizję państwa. Tadeusz Mazowiecki w 1989 r. przedstawił wizję Polski jako państwa zmierzającego ku demokracji i gospodarce rynkowej, czyli po prostu ku normalności, i to była wielka, oczekiwana perspektywa. W 2005 r. Jarosław Kaczyński przedstawił wizję wszechogarniającego Polskę patologicznego układu, nad którym kontrolę sprawują gracze (biznesmeni, gangsterzy, służby specjalne) siedzący przy jednym stoliku, który trzeba przewrócić.

Wizja Mazowieckiego zrealizowała się, nawet jeśli nie ze wszystkich elementów demokracji i wolnego rynku jesteśmy zadowoleni.

Polityka 48.2011 (2835) z dnia 23.11.2011; Komentarze; s. 7
Reklama