Kiedy premier Donald Tusk ogłosił, kto zostanie ministrem Skarbu Państwa, na portalach internetowych zaroiło się od wiadomości w stylu „Resort skarbu bierze specjalista od królowej Hatszepsut”. Jedną z niewielu informacji, jakie można znaleźć o Budzanowskim, obok skromnego oficjalnego biogramu, jest tytuł pracy doktorskiej: „Nisze kultowe na górnym tarasie świątyni Hatszepsut w Deir el-Bahari”. Oryginalnie jak na ministra skarbu.
– Stylizował się na Indianę Jonesa. Nosił kapelusz z szerokim rondem, był pewny siebie i trochę zadzierał nosa. Był taki... – archeolog, który pracował z Budzanowskim w Egipcie, długo zastanawia się, jakiego użyć słowa – ...taki krakowski. Pracę doktorską obronił w 2004 r., już kilka lat po tym, jak porzucił czynne uprawianie nauki. Przyjaciele zwracają na to uwagę: jest piekielnie ambitny i pracowity. Co zacznie, musi dokończyć. Zależało mu na tytule doktorskim.
Zapewne to wpływ domu. Jest synem prof. Andrzeja Budzanowskiego, wybitnego fizyka, wieloletniego dyrektora krakowskiego Instytutu Fizyki Jądrowej PAN. W ślady ojca poszedł Maciej, starszy brat ministra, dziś doktor w instytucie, którym kiedyś kierował ojciec. Matka, doktor nauk medycznych, była ordynatorem w krakowskim Szpitalu im. Rydygiera. Oboje rodzice już nie żyją.
Być może Budzanowski nadal by szukał grobu Herhora i skarbów Hatszepsut, gdyby nie poznał Anny, swej przyszłej żony. Pracowała w Biurze Festiwalu Kraków 2000, kierowanym przez Bogusława Sonika. Za jej sprawą Budzanowski wszedł do świata polityki. Porzucił archeologię, niezbyt rozwojową dla kogoś, kto właśnie założył rodzinę. Zaczął pracować w małopolskim urzędzie marszałkowskim, a jednocześnie poważnie budować plan swojej kariery. Dlatego ukończył Studium Dyplomacji i Stosunków Międzynarodowych na UJ. Kiedy w 2004 r. Bogusław Sonik został kandydatem PO do Parlamentu Europejskiego, włączył się w jego kampanię. Patron dostał się do parlamentu i zaproponował mu stanowisko asystenta. Młody, zdolny, znający kilka języków, był w Brukseli na wagę złota. Podobnie jak jego żona Anna, doktor prawa w zakresie stosunków międzynarodowych.
– Przychodził do biura jako pierwszy, wychodził zwykle nocą jako ostatni – wspomina Bogusław Sonik. Powrót do Polski wymogła żona.
W 2007 r. Platforma wygrała wybory, otwierały się nowe szanse. Budzanowscy wrócili i zaczęli się wspinać po szczeblach urzędniczej kariery. On zaczął jako dyrektor Departamentu Zmian Klimatu i Zrównoważonego Rozwoju w Ministerstwie Środowiska, niedługo potem jako dyrektor Departamentu Nadzoru Właścicielskiego i Prywatyzacji w Ministerstwie Skarbu Państwa, a od 2009 r. jako wiceminister. Ona jako wicedyrektor Instytutu Adama Mickiewicza, potem dyrektor Departamentu Sportu Kwalifikowanego i Młodzieżowego w Ministerstwie Sportu, a ostatnio jako dyrektor Biura Współpracy Instytucjonalnej w Kancelarii Prezydenta.
– Jest przedstawicielem nowej generacji urzędników państwowych. Wykształconych, znających języki, umiejących odnaleźć się nie tylko w polskich, ale i unijnych realiach – Bogusław Sonik zachwala swego dawnego współpracownika, zapewniając, że jego awans nie był efektem żadnych politycznych układów. Aleksander Grad docenił talent młodego dyrektora, czyniąc go zastępcą, a ostatnio rekomendując jako następcę.
Stanowisko wiceministra skarbu Budzanowski odziedziczył po Krzysztofie Żuku, który po kilkunastu latach pracy w resorcie skarbu postanowił niespodziewanie wrócić do rodzinnego Lublina, by powalczyć o władzę samorządową (dziś jest prezydentem miasta). Nowy wiceminister musiał szybko przejąć obowiązki, w tym najważniejsze: nadzór nad spółkami strategicznymi w sektorach ropy, gazu i chemii.
To dość szczególna rola, bo Ministerstwo Skarbu Państwa w niewielkim stopniu zajmuje się tu prywatyzacją, a bardziej przypomina dyrekcję zjednoczenia z czasów PRL. Spółki mają swoje formalne władze, ale o najważniejszych sprawach i tak decyduje ministerstwo. Budzanowski musiał zdobyć szczegółową wiedzę dotyczącą gazu, ropy, ciężkiej chemii, by móc wykonywać obowiązki prezesa wszystkich prezesów. Uczestniczył w negocjacjach gazowych, nadzorował przygotowania do budowy gazoportu LNG. Został entuzjastą gazu łupkowego. Wierzy, że mamy gigantyczne zasoby, które rozwiążą nasze problemy energetyczne. Będzie z pewnością naciskał na spółki, by inwestowały w poszukiwania.
– Widać, że się stara. Wszystko go interesuje, o wszystko szczegółowo się wypytuje. Nauka idzie mu szybko. Sprawdzi się w roli ministra – zapewnia jeden z menedżerów branży paliwowej. Nie brakuje też krytyków: nie ma charyzmy, jest zbyt pewny siebie, nadmiernie skoncentrowany na własnej karierze.
Propozycja wejścia do rządu była zaskoczeniem zapewne także dla niego samego. Osoby zaprzyjaźnione twierdzą, że planował odejście z resortu. Liczył na prezesurę w którejś z państwowych spółek. Ostatnio intensywnie szkolił się w dziedzinie zarządzania.
W spółkach Skarbu Państwa panuje napięcie: kto ma najlepsze układy z ministrem? Kto może liczyć na fotel prezesa, a kto go straci? Wszyscy mają problem z politycznym zakwalifikowaniem Budzanowskiego. Środowisko krakowskich konserwatystów, z którym jest ideowo związany, nie aspiruje do rozdawania kart w gospodarce. Ale ktoś te karty będzie rozdawać. Trudno uwierzyć, by młody (40 lat) minister, bez politycznego zaplecza, dostał tu wolną rękę. Nie na tym przecież polega państwowa gospodarka.