Janina Paradowska: – Dostał pan jakąś propozycję wejścia do rządu?
Grzegorz Schetyna: – Nie, rozmawialiśmy z premierem bardzo ogólnie o konstrukcji nowego rządu.
Czyli propozycji właściwie nie było? I od początku było jasne, że do rządu pan nie wejdzie?
Może nie od początku, ale konkretnej propozycji rzeczywiście nie było. Natomiast rozmawialiśmy o przyszłości w różnych wariantach: rządowym, ale także o ewentualnej pozycji w parlamencie.
Co się więc tak naprawdę stało, że dla drugiej osoby w partii zabrakło posady rządowej?
To pytanie do premiera. Rozumiem, że chciał skonstruować rząd autorski, dający mu możliwość przejścia przez trudny czas, rząd, w którym on jest liderem, stanowi o jego sile.
Zostaje pan w „rezerwie kadrowej” na wypadek, gdyby coś nie wyszło, czy po prostu jest to upokorzenie i „Schetyna do skasowania”?
Trudno mi na to odpowiedzieć. Rozmawialiśmy o tym, jak utrzymać zdolność Platformy do wygrywania, jakie scenariusze są możliwe w tym trudnym czasie, kiedy rząd, jego program, ale także Platforma mogą się zacząć zużywać. Wiele rozmawialiśmy także o tym, co za cztery lata, bo przecież nic się nie kończy. Będą następne wybory, następne wyzwania.
Była jednak pewna sekwencja zdarzeń, która sprawiła, że przez przynajmniej trzy powyborcze tygodnie nad polską polityką wisiało pytanie: co ze Schetyną? Chciał pan być marszałkiem Sejmu.
Nie przywiązuję się do funkcji. Bycie marszałkiem to był wielki zaszczyt, ale również bardzo istotne doświadczenie. Wierzę w to, że polityk powinien się sprawdzić w wielu sytuacjach.