Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Toleraści

Kim są członkowie Koalicji 11 listopada?

Uczestnicy Porozumienia 11 listopada pod pomnikiem Romana Dmowskiego. Uczestnicy Porozumienia 11 listopada pod pomnikiem Romana Dmowskiego. Michal Dyjuk / Reporter
Rzecznicy robotników, obrońcy zwierząt, geje, izraelofile razem z solidaryzującymi się z Palestyną. Kto właściwie należy do Porozumienia 11 Listopada?
Ewa Dąbrowska-Szulc, feministka, współautorka świni „Polskiej Wielkiej Białej Zwisłouchej”, namalowanej na chodniku podczas akcji zasłaniania Romana.Tadeusz Późniak/Polityka Ewa Dąbrowska-Szulc, feministka, współautorka świni „Polskiej Wielkiej Białej Zwisłouchej”, namalowanej na chodniku podczas akcji zasłaniania Romana.
Jędrzej Kołakowski, nauczyciel etyki, współtwórca Warmińskiej Biblioteki Wolnościowej.Przemyslaw Skrzydlo/Agencja Gazeta Jędrzej Kołakowski, nauczyciel etyki, współtwórca Warmińskiej Biblioteki Wolnościowej.

Nazwali się Koalicją. Zbierają się i debatują, organizują pikiety, blokady. W razie czego kilka tysięcy sympatyków jest skłonnych wyjść z nimi na ulice. Jak ostatnio w Warszawie.

Członków stałych – kilkuset, przewaga kobiet. Bywalców na zebraniach – zwykle kilkunastu, ale zdarzały się i sale nabite prawie setką. Reprezentanci organizacji prozwierzęcych, feministycznych, praw osób homoseksualnych, jest reprezentacja „Krytyki Politycznej”. Ale też osoby prywatne. Bo ktoś kogoś przyprowadził.

Działają od dwóch lat. Stałej siedziby – brak. Przygarniają ich zaprzyjaźnione lokale. Lidera – programowo brak. Ma być równościowo.

Najważniejsze dotychczasowe sukcesy: ich krety wśród radykalnych patriotów wykryły, że 11 listopada 2011 r. pod pomnikiem Romana Dmowskiego w Warszawie ultraprawica będzie ogłaszać powstanie nowej partii. (Wśród samych narodowców może kilkanaście osób znało ten plan).

Ci z Koalicji zasłaniali więc pomnik kolorowymi wymoczkami (wymoczki włoskowate to bohaterowie pracy doktorskiej Dmowskiego w dziedzinie nauk przyrodniczych). Prawica niczego nie ogłosiła.

Najważniejsza porażka: 11 listopada 2011 r. zrelacjonowano w mediach jako dzień, gdy niemieccy chuligani bili polskich patriotów.

Największy napęd do działania: przekonanie, że radykalna, ultraprawicowa partia może jednak w Polsce powstać.

Hanka

Rocznik 1981. Nie reprezentuje żadnej organizacji – tylko siebie. Odbiera telefony w imieniu ruchu. Nazwiska nie poda, bo wie, że nazajutrz wyleciałaby z pracy w wielkiej firmie państwowej.

Pracuje wśród prawicowców oraz narodowców. Zaczynają dzień od przeglądu prasy prawicowej i utyskiwania na pleniące się wszędzie lewactwo, michnikowszczyznę i pedałów. Tymczasem ona widzi wokół siebie głównie rosnącą ksenofobię. Negowanie podstawowej umowy społecznej, w której wartość miały takie sprawy jak prawa człowieka oraz demokracja. Przesuwanie ustalonych wcześniej granic.

A jest na to czuła, bo w podkarpackim miasteczku jej ojciec był uważany za Żyda. Paradoks – nigdy nie mieli żadnego Żyda w rodzinie. Efekt uboczny – matka stała się Żydówką mentalną, jak sama o sobie mówi. Hanka, czytająca pasjami Hannę Krall, doszła do wniosku, że obchodzi ją autorytaryzm.

Gdy przyjechała na studia do Warszawy, działy się właśnie ważne rzeczy na Ukrainie – pomarańczowa rewolucja. Pojechała. Siedziała na Hryszczatyku w namiocie rozbitym na śniegu. To był jej pierwszy raz w ulicznym proteście.

Do ruchu trafiła zaledwie miesiąc temu. Wisiał plakat na ulicy – ze zdjęciem Marka Edelmana, a ona zawsze – jak mówi – miała w oku radar nastawiony na Edelmana czy na przykład Krall. Została, bo uważa, że te zbiorowe dyskusje okazały się rozwijające intelektualnie. Inaczej niż ciągłe zebrania w miejscu pracy, gdzie mówi się jedynie do szefa i pod szefa, który i tak nie słucha.

W święto niepodległości blokowała ultraprawicę pod transparentem „To my, Żydokomuna, Toleraści, Wąsate Feministki”. Właściwie można powiedzieć, że czuła coś w rodzaju dumy.

Ewa

Nazwisko: Dąbrowska-Szulc. Rocznik: 1947. Status: emerytka, wcześniej pracownica Instytutu Zastosowań Matematyki i Statystyki SGGW, potem ważnego urzędu, w końcu ośrodka kultury – z epizodem bezrobocia. Wielbicielka muzyki country i książek Lema.

Na trzy dni przed Świętem Niepodległości, pod pomnikiem Romana Dmowskiego, stała nad wymalowaną na chodniku kolorową świnią z podpisem: Polska Wielka Biała Zwisłoucha. Rasa taka. Ojczysta myśl zootechniczna. Ewa: – I tyle, by było na wesoło. Reszta jest już na smutno. Na przykład tych ponad 40 udokumentowanych ofiar śmiertelnych, zabitych w ostatnich latach w Polsce na tle rasistowskim. Dr Rafał Pankowski ze stowarzyszenia Nigdy Więcej przedstawiał te dane na zebraniu Koalicji. Wściekali się potem konsyliarnie, jak to jest, że mimo twardych danych statystycznych nienawiść na tle rasowym wciąż jest w Polsce traktowana jak egzotyczny margines.

Na spotkanie ruchu Ewa trafiła dlatego, że jej przyjaciółka – feministka, mieszkająca w Polsce Norweżka Ellisiv Rognlien – powiedziała, że wręcz nie wypada nie być. To było dwa lata temu. Wcześniej – jak mówi – począwszy od 1989 r., szlifowała bruki, gdy trzeba było wyjść na ulicę w celu feministycznym. Na tej manifestacji na Nowym Świecie w Warszawie w proteście przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej było kilka tysięcy ludzi, wielu znajomych – z instytutu, ze stowarzyszenia muzyki country. Trzy lata później maszerowała alejami w Bostonie. Była z grupą Polek, liderek różnych organizacji, zaproszonych przez Amerykańską Ligę Kobiet. Przemówienie Sarah Weddington, tej adwokatki, która przed amerykańskim Sądem Najwyższym doprowadziła do legalizacji aborcji w Stanach, wmurowało ją w ziemię. O Sarah zrobiono potem film. A Ewa, ponad dekadę później, wystąpiła w społecznej kampanii „Miałam aborcję”. Do dziś przekonana, że dokonała słusznego wyboru – i decydując się na zabieg, i godząc się dać twarz do kampanii. Ktoś musi.

Na blokadę 11 listopada 2011 r. zabrała przyjaciółkę – rocznik 1943, pracownicę banku. Pląsały w rytm „All You Need Is Love”. Ośmielało je, że wcale nie były najstarsze wśród tańczących. Okazały się zgodne z przyjaciółką w osądzie, że tradycyjne patriotyczne marsze mają w sobie coś perwersyjnego: ku ogólnej uciesze odtwarza się sceny o tym, jak jedni ludzie mordowali innych. Albo świętuje podziwiając, w co byli wówczas ubrani.

Jędrzej

Nazwisko: Kołakowski. Poda, bo i tak jest już na Red Watchu – prowadzonej przez ultraprawicowców stronie internetowej, w której chętni do bicia wroga ideologicznego mogą znaleźć szczegółowe namiary, łącznie z peselami. Rocznik 1985. Filozof. Nauczyciel etyki w olsztyńskim liceum. Współtwórca Warmińskiej Biblioteki Wolnościowej.

Cała biblioteka jest też zresztą opisana na Red Watchu. 50 m kw. wynajmowanych od miasta. Na wszystkich ścianach półki, a na nich książki niedostępne w miejskich bibliotekach. Rozmaite. Na przykład Peter Singer i jego „Etyka praktyczna”. Rzecz o prawach zwierząt, wegetarianizmie – kultowy w świecie anglosaskim podręcznik akademicki, w Polsce mało znany.

Biblioteka powstała, bo Jędrzej plus parę znajomych osób zaczęło interesować się antyfaszyzmem. Co się musiało zdarzyć – ich okres dojrzewania przypadł na lata 90., w Olsztynie doszło wówczas do brutalnych pobić czarnoskórych. CBŚ w końcu aresztowało olsztyńskich faszystów z organizacji Krew i Honor za nielegalny handel bronią. Jędrzej był już walczącym antyfaszystą. Wokół Biblioteki skupili się podobni. Robili wspólnie obozy dla dzieciaków z rodzin z problemem alkoholowym, zrobili akcję Jedzenie Zamiast Bomb – zupę dla bezdomnych.

Na zebraniach Koalicji też bywa od początku, choć nieczęsto – musi dojeżdżać z Olsztyna. Na blokadę w Warszawie dotarł pekaesem. Już na Marszałkowskiej spotkał swojego ucznia z Olsztyna, co go ucieszyło. Podobnie zresztą jak fakt, że w najmłodszych rocznikach już połowa uczniów wybiera w szkole etykę.

Zmartwiło go, że ci pozostali uczniowie, którzy przyszli do szkoły w poniedziałek, byli przekonani, że w Warszawie jacyś Niemcy pobili Polaków. Tłumaczył więc licealistom, że ci Niemcy są szczególnie czuli na rasizm, bo czują się zobowiązani. W Dreźnie na antyfaszystowskiej blokadzie było 20 tys. osób. U nas, w Warszawie – ledwie tysiąc. Zadanie domowe: czy nadmierne przywiązanie do roli ofiary może w pewnych sytuacjach ułatwiać wejście w rolę kata?

Jadwiga

Nazwisko: Błasikiewicz. Rocznik 1987. Studentka, działaczka ruchów lokatorskich i Kampanii Solidarności z Palestyną. Ma przyjaciół o inaczej brzmiących nazwiskach i źle się czuje, gdy w inteligenckiej gazecie czyta, że „kotłował się tłum brodatych Arabów” oraz że ci Arabowie „mnożą się jak króliki”. Co zresztą nie jest prawdą; analizy Emmanuela Todda, francuskiego demografa, politologa i socjologa, wskazują wręcz na załamanie dzietności francuskiej mniejszości arabskiej.

Zresztą, niezależnie od konfliktu izraelsko-palestyńskiego, i w kampanii, i w ruchu chcieliby mieć wszystkich, którzy – jak mówi – dostrzegają wykluczający charakter wszystkich nacjonalizmów. Na stronach Kampanii Solidarności z Palestyną mają też zakładkę poświęconą antysemityzmowi.

Piotr

Nawet nie musi przedstawiać się z nazwiska. I tak wszyscy wiedzą, że nazywa się Ikonowicz. Rocznik: 1956. Kiedyś poseł – znana twarz, od 2006 r. społeczny szef Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej blokującej eksmisje na bruk. Często z pomocą warszawskich anarchistów i mieszkańców squotów, którzy też są w Koalicji.

Jeszcze w przeddzień marszu wahał się, po której właściwie stronie barykady powinien się znaleźć. Mówi, że to jak w wierszu Passoliniego: „Nienawidzę was, drodzy studenci. Wy na ulicach byliście po właściwej stronie. Ale byliście w roli bogaczy”.

Opowiada: to marsz prawicy odgrywał w tym spektaklu rolę biednych. Po tamtej stronie szli ludzie, którzy mieli prawdziwe postulaty lewicowe: związkowcy, stoczniowcy, którzy przyjechali z Gdańska – jego dawni znajomi. Ze wszystkich wspólnot dodających wartości i znaczenia została im tylko ta narodowa.

Dla niego prawdziwa równość zaczyna się od kwestii socjalnych. Poszedł po stronie Koalicji, nawoływał jednak inteligencję, żeby dostrzegła, że właśnie teraz, jak nigdy, potrzebuje sprzymierzyć się z robotnikami. Mówi: klasa średnia zanika, bo przestaje być potrzebna kapitałowi. Trzeba się więc zjednoczyć przeciw przemocy ekonomicznej, bo masa daje siłę. To bieda nakręca tendencje prawicowe, autorytaryzmy. To z nią trzeba wspólnie walczyć.

Koalicja

Poglądy Piotra Ikonowicza to w Koalicji jeden z tych tematów, w których nigdy nie udało się osiągnąć konsensu. Reszta mówi mu, że najwyraźniej nie rozumie prądów współczesności. Nie widzi faktu, że geje i lesbijki, Arabowie, Czarni, a zaraz potem oni – toleraści – są współczesnymi Żydami.

Ostre dyskusje w Koalicji dotyczą też kwestii wiązania się z oficjalnie działającymi partiami jak Ruch Palikota czy SLD; większość jest na nie. Albo relacji z mediami. Które chcą frontmanów, reprezentantów. Większość jest za tym, żeby bronić ideałów: każdy głos waży tyle samo i reprezentantów nie będzie. Chcą ćwiczyć nowe formuły – bez stołów prezydialnych, udzielania głosu.

Pytanie, dokąd to zmierza? Czego właściwie chcą? Teoretycznie możliwy jest i taki model, że ruch społeczny, programowo niesięgający po władzę, ma na nią realny wpływ. Przemysław Wielgosz, redaktor naczelny lewicowego „Le Monde Diplomatique”, daje przykład Ameryki Łacińskiej. Morales, Chavez, Kirchner – wszyscy ci przywódcy mają silnych społecznych krytyków. Z tą jedynie poprawką, że ruchy te budowano przez 20 lat. Mają swoich frontmanów, strukturę, wyraźne stanowisko, jasne priorytety.

Tymczasem życie Porozumienia 11 Listopada przeniosło się na Facebooka. Katarzyna Kądziela, feministka, nawołuje, żeby spróbować na początek stworzyć katalog wartości i priorytetów. Coś jak przykazania. Choć może akurat nie dziesięć.

Polityka 50.2011 (2837) z dnia 07.12.2011; Kraj; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Toleraści"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną