Sądzę, że byłoby lepiej, gdyby tej nagrody nie przyjmowała, bo działania, jakie ministerstwo podejmuje wobec mediów, przynoszą wstyd pani minister i rządowi Donalda Tuska.
Otóż ministerstwo już po raz szósty zorganizowało „konkurs dotacji na promocję Funduszy Europejskich” z budżetem 8 mln zł. Ponieważ finansowa sytuacja mediów, wskutek dramatycznego spadku przychodów reklamowych, jest dziś bardzo trudna, na spotkaniu informacyjnym 4 stycznia zjawiło się w resorcie półtorej setki przedstawicieli wydawców, nadawców, producentów programów. Redakcje, także prasowe, od pewnego czasu intensywnie rywalizują o publiczne dotacje, proponując w ramach tzw. projektów specjalnych rozmaite kampanie informacyjne i poradnikowe. Żelazną zasadą etyczną, zapisaną choćby w Kodeksie Dobrych Praktyk Wydawców Prasy, kodeksach etyki reklamy i etyki dziennikarskiej, jest jednak wyraźne rozdzielenie treści dziennikarskich od wszelkich form płatnej reklamy i promocji. Chodzi zawsze o to samo: żeby czytelnicy (widzowie, słuchacze) wiedzieli, z jakiego rodzaju przekazem mają do czynienia. Stąd kodeksowe wymogi wyraźnego oznaczania i odróżniania, także graficznego, treści opłaconych (reklamowych czy promocyjnych) od dziennikarskich.
Tymczasem Ministerstwo Rozwoju Regionalnego – jak relacjonują uczestnicy spotkania – w materiałach konkursowych informuje, że projekty prasowe (inne media pominę) „muszą mieć typową dla danego tytułu formę redakcyjną, layout zintegrowany ze strukturą i grafiką tekstów redakcyjnych danego tytułu”. Mówiąc prościej: ministerstwo oczekuje, że za przydzielane publiczne pieniądze powstaną „normalne” artykuły dziennikarskie, koniecznie „w grzbiecie głównym” gazety, wszakże „budujące i utrwalające pozytywny wizerunek FE”, bo w konkursie premiowane będą projekty „pokazujące poprawne realizacje projektów z FE oraz płynące z nich korzyści”.