W sobotę 11 lutego 2012 r. meczu Legii z Wisłą było brak. Naro (jak go tu nazywają) stał pusty jak koszyk bez buraków. Ból patrzeć na marnację wartościowego obiektu. Właśnie na ból serca powołał się prezes Rusko z firmy Ekstraklasa odwołując spotkanie. Oraz troszczył się o zdrowie uczestników. Kiedy Warszawa spotyka się z Krakowem, bywa ostro, wielu rannych kibiców i zniszczonych sklepów – ale to są sprawy międzyludzkie. Że ludziom coś grozi ze strony obiektu sportowego – to nowość.
Będzie stadion
11 kwietnia 2007 r. był podniosłym dniem ze względu na obdarowanie Polski przez prezesa Platiniego z europejskiej unii futbolu UEFA koniecznością budowy stadiów na mistrzostwa Euro 2012. Dar ten cieszył i przerażał. Stadion X-lecia w Warszawie tętnił życiem największego europejskiego bazaru – Afrykańczycy spotykali się tutaj z Azjatami w wyczerpujących sparingach o puchar klienta. Często faulowano do krwi i przyjeżdżała policja.
W tamtych czasach i rząd, i opozycja podawały się za fanów piłki nożnej, żeby być bliżej pucharu wyborców w trzech turniejach – prezydenckim ogólnym, prezydenckim stołecznym i parlamentarnym. Już w październiku 2006 r. PiS obiecał nowy stadion narodowy w Warszawie – ideę rozgrywał Kazimierz Marcinkiewicz, kandydat na prezydenta stolicy, uzdolniony drybler. Były pieniądze na stadion, ale gdy kibice PiS nie dopisali z dopingiem i puchar przeszedł w ręce przeciwnika, okazało się, że nie ma pieniędzy.
Od tej pory historia budowy Stadionu Narodowego toczyła się w trybie dogrywkowym w stronę morderczych rzutów karnych, które trwają do dzisiaj.