Dawid Podsiadło zagrał na Stadionie Narodowym w Warszawie swój – jak sam sugerował – koncert życia. Szybko okazało się, że to dopiero początek stadionowej trasy i nie tyle zamknięcie dziesięciolecia, ile raczej otwarcie nowego.
Stadion Narodowy był już areną meczów, koncertów, targów, wystaw, a nawet religijnych uniesień. W końcu pandemia zamieniła go w szpital.
Nie ma w Polsce innego szpitala, w którym lekarz pilnuje oddziału bez pacjentów! Nie ma innego szpitala, w którym na izbę przyjęć godzinami nie podjeżdża żadna karetka.
Doktor M. leczy na Narodowym. Zaprosił mnie do Regent Warsaw Hotel, jednego z droższych w stolicy. To tutaj zakwaterowano personel szpitala tymczasowego.
Im więcej szumu wokół szpitali polowych przeznaczonych na potrzeby pacjentów covidowych, tym częściej powraca pytanie, skąd wziąć potrzebny tam personel.
Półroczne zaniedbania przed jesiennym uderzeniem pandemii ma przykryć pospieszna budowa szpitali polowych. Z modelowego – na Stadionie Narodowym – już płyną zdjęcia gotowych sal. Ale fachowego personelu na nich nie widać. Cała nadzieja w ochotnikach.
Stadion Narodowy przyciąga wielkie widowiska muzyczne mimo wyjątkowo złej akustyki. Mówi się o tym, że nasze nowe obiekty mają zarabiać na siebie imprezami niesportowymi, tylko nikt ich do tego nie przygotował.
Minął rok od Euro 2012. Zapowiadany skok cywilizacyjny okazał się częściowy. Mamy już stadiony. Ale nie mamy jeszcze publiczności. Dlatego areny pochłaniają kolejne miliony i końca nie widać.
Stadion Narodowy miał zarabiać, a przynosi straty. Zanosi się na to, że rachunku za piłkarskie Euro prędko nie spłacimy.
Polskie życie polityczne w ostatnich dniach uratował niewątpliwie dach, który dał nam to, co lubimy nadzwyczajnie – poczucie klęski (oczywiście narodowej, bo dach, jak wiadomo, jest narodowy), ale jednocześnie dumy.