Ta wojna tliła się od dawna. Harcownicy już wielokrotnie wychodzili w pole. Gdy rząd w 2009 r. podczas prac nad ustawą antyhazardową próbował wprowadzić rejestr stron i usług zakazanych, spotkał się z szybką ripostą wściekłych internautów. W odpowiedzi na ten bunt Michał Boni, wówczas jeszcze szef doradców strategicznych premiera, przyznał: dotychczas myśleliśmy, że to my budujemy społeczeństwo informacyjne, tymczasem ono powstało samodzielnie, nie pytając władzy o zgodę. Błyskotliwe stwierdzenie, z jakich słynie minister Boni, odsłania istotę dzisiejszego konfliktu.
Stary, analogowy świat hierarchii starł się z nowym cyfrowym światem sieci. Zderzyły się dwie nieprzystające do siebie logiki działania, a polem starcia jest stosunek do informacji. W świecie starym informacja jest dobrem rzadkim, a kto ma do niej dostęp, ten ma władzę: polityk, który wie więcej od obywateli, może traktować społeczeństwo jak ciemną masę, która wszystko kupi. Przedsiębiorca, mający lepszy dostęp do informacji handlowej od klienta, może narzucać większą marżę na swoje produkty i usługi. Agenci służb specjalnych, mający dostęp do informacji wrażliwych, mogą chronić bezpieczeństwo państwa, przy okazji trzymając w garści i polityka, i przedsiębiorcę.
W nowym cyfrowym świecie informacja nie traci na znaczeniu, przeciwnie, tyle tylko, że zmienia się jej ekonomika. Coraz lepiej wykształceni obywatele wiedzą coraz więcej, a dzięki Internetowi swą wiedzą mogą się łatwo dzielić. Asymetria informacyjna maleje. Zwykła wyszukiwarka internetowa i internetowe platformy handlowe powodują, że marże na niektóre produkty zmalały o kilkadziesiąt procent.