Cel jest jasny – mówi poseł PiS Arkadiusz Czartoryski z Ostrołęki. – Zbudowanie szerokiej formacji, zdolnej wygrać wybory i zmienić kraj. A jak to zrobić?
– Liczę, że będziemy w stanie na tyle uporządkować struktury, by wchłonąć i zagospodarować nadchodzącą falę protestów i niepokojów – mówi Czartoryski, który nie ma wątpliwości, że społeczna rewolta już się tli i zaraz wybuchnie. Ważne, by tego momentu nie przespać i poprowadzić partię do zwycięstwa.
Wybory, które mają odnowić PiS, powinny odbyć się już dawno. W maju 2011 r. skończyła się czteroletnia kadencja okręgowych zarządów partii, ale w związku ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi postanowiono przełożyć je na jesień. Wszystko zmieniło się, gdy po kolejnej przegranej Zbigniew Ziobro zaczął domagać się zmian i modernizacji partii. Zażądał od Jarosława Kaczyńskiego więcej wolności i demokracji, na przykład poprzez wolny wybór szefa okręgu. Postulował, by Prezes nie wskazywał go z góry, ale dał szanse regionom, żeby delegaci mogli wybrać przewodniczącego spośród zgłoszonych kandydatów, a Warszawa jedynie zatwierdzała taką nominację. (Tak jak jest w innych partiach).
Dlaczego Kaczyński nie zgodził się na drobne przecież ustępstwa?
– Prezes panicznie boi się stracić kontrolę nad partią – mówi teraz Jacek Kurski, który przez cztery lata był szefem regionu. – Woli partię słabszą, ale posłuszną i pod pełną kontrolą – tłumaczy.
Zdaniem Kaczyńskiego, postulaty Ziobry były przygotowaniem do puczu. Miał się on dokonać podczas nadchodzących wyborów regionalnych.