Kraj

Waga musza

Minister sportu Joanna Mucha

Janna Mucha miała być ładną i inteligentną wizytówką mistrzostw Europy w piłce nożnej, a tu same problemy. Janna Mucha miała być ładną i inteligentną wizytówką mistrzostw Europy w piłce nożnej, a tu same problemy. Adam Chełstowski / Forum
Joanna Mucha nie do końca chyba wiedziała, że Ministerstwo Sportu i Turystyki to specyficzny resort. Najmniejszy, ale z największymi skandalami.
Janna Mucha zastąpiła ministra sportu Adama Giersza, który wcześniej zajął miejsce Mirosława Drzewieckiego.Maciej Kulczyński/PAP Janna Mucha zastąpiła ministra sportu Adama Giersza, który wcześniej zajął miejsce Mirosława Drzewieckiego.
Joanna Mucha podejrzewa, że kampania medialna, której pada ostatnio ofiarą, jest inspirowana przez dwie grupy: polityczną i złożoną z osób, którym grunt się zapali pod nogami, kiedy weźmie się za porządki w resorcie.Krzysztof Kuczyk/Forum Joanna Mucha podejrzewa, że kampania medialna, której pada ostatnio ofiarą, jest inspirowana przez dwie grupy: polityczną i złożoną z osób, którym grunt się zapali pod nogami, kiedy weźmie się za porządki w resorcie.
Do PO Joanna Mucha wstąpiła w 2002 r.Wojtek Jargiło/Reporter Do PO Joanna Mucha wstąpiła w 2002 r.

Jeszcze niedawno tytuły gazet: „Wenus z Wiejskiej”, „Nie tylko piękna”, „Twarda ręka i szydełko”. I wystudiowane sesje fotograficzne: na czołgu, z karabinem, na spacerze. Zawsze powabna, niewielki dekolt, odsłonięte ramiona. Pozuje chętnie. Kiedy zostaje ministrem i przez pewien czas odmawia wywiadów, pojawia się w popularnym dzienniku tytuł przejściowy: „Mucha nie gada”. A potem już kanonada: „Mucha fucha”, „Mucha pajacuje”, „Nowy wymiar ignorancji”. Wizerunek w gruzach. A plotkarskie portale dodatkowo zaczynają już wytykać Musze nawet niekorzystne zmiany w wyglądzie. Pani minister stała się wszechmedialnym tematem tygodnia.

Notowania Platformy Obywatelskiej spadają wina Muchy. Tusk traci sympatię Polaków – przez Muchę. PiS Muchę wyśmiewa, Ruch Palikota żąda jej dymisji. A skoro nawet Monika Olejnik w „Kropce nad i” krytykuje Muchę, to ostatni nieprzekonani nabierają przekonania, że minister od sportu to największa plama na rządzie. Premier już zapowiada przegląd kadr. Interpretacja: szuka pretekstu, żeby pozbyć się Muchy.

Minister sportu Joanna Mucha przez kilkanaście dni oberwała za: 570 tys. zł premii dla prezesa Narodowego Centrum Sportu Rafała Kaplera, odwołanie meczu o Superpuchar (oraz pytanie, kto wybrał Legię i Wisłę do tego meczu), brak murawy na boisku, niewymiarowe bramki, bieganie wokół Stadionu Narodowego. Za ignorancję, bo powiedziała, iż to dobrze, że na sporcie się nie zna. Za jak ochrzciły go media fryzjera, którego uczyniła wicedyrektorem Centralnego Ośrodka Sportowego (COS). Nawet za stłuczkę, w jakiej uczestniczył ten nowo powołany wicedyrektor służbową Skodą. Oberwała za wszystko i prawie od wszystkich.

Podjęła kontratak. Rano wizyta w TOK FM, potem konferencja prasowa, po południu tygodniki. W sportowym języku, pani minister walczy do upadłego, odkrywając po drodze, na jaki tak naprawdę ring została wystawiona.

Nie wiedziała, że minister to kasjer

Feralne ministerstwo powstało w 2005 r., za rządów SLD. Wcześniej sportem zajmował się Główny Urząd Kultury Fizycznej i Sportu (w czasach PRL), Komitet ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej (na przełomie lat 80. i 90. szefem był Aleksander Kwaśniewski), Urząd Kultury Fizycznej i Turystyki, departament sportu w Ministerstwie Edukacji (turystyka podlegała Ministerstwu Gospodarki), wreszcie Polska Konfederacja Sportu. Dzisiaj ten urząd (zatrudniający 216 osób) dysponuje około miliardowym budżetem, składa się z gabinetu politycznego, 8 departamentów i 5 biur, w tym Biura Spraw Obronnych i Ochrony Informacji Niejawnych, które zajmuje się m.in. „planowaniem operacyjnym”, „tworzeniem systemu stałych dyżurów” oraz „przygotowaniem Głównego Stanowiska Kierowania Ministra w stałej siedzibie oraz w zapasowym miejscu pracy”.

Liczne reorganizacje, zmiany nazw i podległości świadczą, że ze sportem zawsze były kłopoty. W gruncie rzeczy instytucje odpowiedzialne za sport nie wytyczały jakiejś strategii, głównie dzieliły skromne dotacje między związki sportowe. Finansowały przygotowania do imprez rangi mistrzowskiej i olimpiad, wypłacały stypendia i świadczenia dla medalistów olimpijskich. Najważniejszym zadaniem było wspomaganie sportu dzieci i młodzieży, inaczej mówiąc, opieka nad tzw. sportem masowym. Hasło „sport masowy” brzmiało efektownie, ale za jego fasadą kryła się bieda z nędzą, bo środki na ten cel były mniej niż skromne. Pochodziły z zysków Totalizatora Sportowego i budżetu państwa.

Kolejni ministrowie de facto byli kasjerami sportu, a ich głównym zajęciem stało się uświetnianie imprez, przecinanie wstęg i wręczanie pucharów. Poza Aleksandrem Kwaśniewskim żaden prezes czy minister od sportu nie zrobił politycznej kariery, bo też ta funkcja nie była dobrą trampoliną dla ambitnych. Raczej boczny tor i kłopot dla szefów rządu, bo często nie mieli pojęcia, kogo na tę bocznicę kierować. Premier Marek Belka, za którego kadencji utworzono samodzielny resort sportu, funkcję szefa tego resortu przydzielił, jako dodatkową, sobie. Także premier Jarosław Kaczyński przez kilka dni bezkrólewia (po dymisji Tomasza Lipca) stał na czele tego ministerstwa.

Nie wiedziała, że stanie na ringu

Nad kolejnymi ministrami sportu od dawna wisi jakaś klątwa. Kilku było bohaterami mniejszej lub większej afery.

Jacek Dębski (szef Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu w czasach AWS) najpierw stracił twarz z powodu przegranej kampanii „rozbijania postkomunistycznego układu” w Polskim Związku Piłki Nożnej, a potem stanowisko za wywiad, jakiego udzielił „Gazecie Wyborczej”. Oświadczył w nim, że wysoki funkcjonariusz AWS próbował zmusić go do szukania haków na prezydenta Kwaśniewskiego, z czasów, kiedy ten kierował Komitetem ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej. Nigdy nie ujawnił, kim był ten polityk. Premier Jerzy Buzek odwołał go z funkcji. 12 kwietnia 2001 r. Dębski został zastrzelony w Warszawie. Według prokuratury sprawę wyjaśniono: zabójstwo zlecił gangster Baranina, byłego ministra wystawiła niejaka Inka, a śmiertelny strzał oddał gangster Sasza. Powodem były rozliczenia finansowe Dębskiego z Baraniną. Skazana za udział z zabójstwie została tylko Inka, dostała osiem lat, wyrok odbyła i wyjechała z narzeczonym Francuzem do jego ojczyzny. Baranina i Sasza według oficjalnej wersji popełnili samobójstwa.

Minister sportu w rządzie PiS, były chodziarz i olimpijczyk Tomasz L., poległ z powodu budowy Stadionu Narodowego – jego przerwana kariera to swoiste memento dla następców. Najpierw aresztowano dwóch dyrektorów Centralnego Ośrodka Sportu, podejrzewanych o przyjmowanie łapówek w związku z kontraktami na budowę stadionu. Zatrzymano ich, kiedy jechali z brudnymi pieniędzmi do Ministerstwa Sportu właśnie. L. podał się do dymisji, a po dwóch miesiącach, w październiku 2007 r., trafił do aresztu. Wyrok w jego sprawie jeszcze nie zapadł.

Minister w ekipie PO Mirosław Drzewiecki, za którego kadencji rozpoczęła się budowa Stadionu Narodowego, po ujawnieniu stenogramów z podsłuchów w sprawie tzw. afery hazardowej w październiku 2009 r. podał się do dymisji. Afera według CBA miała polegać na wprowadzeniu do nowelizowanej ustawy korzystnych zapisów dla branży hazardowej. Podsłuchiwane osoby miały kontaktować się m.in. z Drzewieckim. W kwietniu 2001 r. prokuratura umorzyła śledztwo, nie stwierdzając przestępstwa, ale Drzewiecki wycofał się z życia politycznego.

O tym wszystkim być może Joanna Mucha wiedziała jako czytelniczka gazet (czyta je, jak mówi, od 16 roku życia), ale nie sądziła, że ten ring i jej będzie przeznaczony („dowiedziałam się kilka dni przed nominacją”).

Nie wiedziała, że ma polec

Zastąpiła ministra sportu Adama Giersza, który wcześniej zajął miejsce Mirosława Drzewieckiego. Giersz był postrzegany jako fachowiec, znakomity trener tenisa stołowego, wychowawca m.in. mistrza Andrzeja Grubby. – Giersz zna sport – mówi Mirosław Drzewiecki. – Jego słabość to mała decyzyjność, ale byłoby lepiej, gdyby pozostał na stanowisku przynajmniej do końca Euro.

Drzewiecki jest przekonany, że pani Musze zrobiono krzywdę tą nominacją. Miała być ładną i inteligentną wizytówką mistrzostw Europy w piłce nożnej, a tu same problemy. – Niemcy po mistrzostwach świata na ich stadionach powiedzieli, że najtrudniejszy okres to ostatnie pięć miesięcy przed imprezą. No i właśnie na nią to trafiło. Popełnia gafy, bo nie ma wokół nikogo, kto by mądrze doradził, jak się zachować i co powiedzieć.

Elżbieta Jakubiak, minister sportu w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, współczuje swojej następczyni, ale też uważa, że mogła odmówić premierowi. – On powołując ją wbrew wielu kandydatom, którzy aż się do tego resortu palili, wystawił ją na żer. Teraz ma samych wrogów. A do tego spadną na nią wszystkie pretensje za błędy Drzewieckiego. To przecież on podpisał kontrakt z panem Kaplerem, to on odpowiada za niedoróbki w budowie Stadionu Narodowego. Według Jakubiak, Joannie Musze z premedytacją zgotowano prawdziwy Armagedon: – Jest uważana za zwolenniczkę Grzegorza Schetyny, od początku było jasne, że ma polec jako ofiara wojny Tusk–Schetyna.

O tym, że ma polec, Joanna Mucha nie wiedziała, podobnie jak o tym, że jest schetynówką. Według zorientowanych, to z polecenia Schetyny straciła pierwsze miejsce na liście wyborczej PO w Lublinie w 2011 r.

Nie wiedziała o tajemnicach studenckiego klubu

Kiedy media ujawniły, że minister Mucha zatrudniła Marka Wieczorka, swojego znajomego, właściciela lubelskiej sieci salonów fryzjerskich, jako wicedyrektora Centralnego Ośrodka Sportu, ona ripostowała, że do pracy ściągnęła nie znajomka, ale pierwszorzędnego fachowca. – Znam go od 2007 r. mówi dzisiaj. – Podczas kampanii wyborczej chciał poprzeć kogoś z PO, ale nie Palikota. Wybrał mnie.

Poparcie polegało na tym, że miał dobrze o niej mówić swoim klientom. Nie utrzymuje z nim kontaktów towarzyskich, spotykała go czasem na parkingu, gdzie oboje trzymali samochody. Kiedyś powiedział, że zająłby się czymś nowym, bo salony już same się kręcą. Joanna Mucha uważa, że to przedsiębiorczy człowiek. Opowiadał jej, jak wyprowadził na prostą firmę zarządzającą czterema ośrodkami wypoczynkowymi, był w niej wiceprezesem. A kiedy w COS powstał wakat na stanowisku wicedyrektora, zaczęła się rozglądać wśród znajomych i przypomniała sobie o Marku. Zgodził się. – Nie upieram się, że zrobiłam ruch dobrze przemyślany, ale bez niego nigdy bym się nie dowiedziała, że w COS jest aplikacja komputerowa, umożliwiająca zarządzanie infrastrukturą, która jest wykorzystywana zaledwie w 10 proc.

Umowa z wicedyrektorem Wieczorkiem jest czasowa, na trzy miesiące. Potem będzie rozpisany konkurs na to stanowisko. – Jak Marek zechce, to wystartuje – mówi pani minister. Wieczorek był przed laty współwłaścicielem klubu Art Bis, działającego na terenie miasteczka akademickiego należącego do UMCS w Lublinie. Klub miał służyć studentom, ale ściągał jak magnes lubelski półświatek. Policja wielokrotnie dostawała zgłoszenia o bójkach wśród klientów tego lokalu. – Często nie mogliśmy interweniować, bo to był rejon eksterytorialny, podlegający uczelni – mówi były policjant z Komendy Miejskiej. – Wiedzieliśmy też, że klub upodobali sobie dilerzy narkotyków.

Uniwersytet nie zrobił dobrego interesu wynajmując powierzchnię pod działalność prywatnego biznesu. Właściciele klubu płacili najniższy możliwy czynsz, a kiedy zakończyli działalność, po klubie zostały jak mówi pracownik UMCS ruiny, pocięte przewody, powyrywane krany.

O tym Joanna Mucha nie wiedziała, bo nie zrobiła prasówki z lubelskich gazet, które o Art Bis Klub pisały.

Nie wiedziała, że wokół są koleżanki

Janusz Palikot w mediach przedstawia siebie jako ojca kariery politycznej Joanny Muchy on ją wykreował, a ona go zdradziła. – Każde słowo, które on wypowiada na mój temat, jest kłamstwem – mówi minister Mucha.

Do PO wstąpiła w 2002 r. (wcześniej jako 22-latka zapisała się do Unii Wolności), Palikot dopiero w 2005 r. Poznała go, kiedy prowadziła zajęcia ze studentami na KUL. Zorganizowała spotkanie swojej grupy z Palikotem jako ciekawym człowiekiem nie politykiem, ale biznesmenem. – A kiedy przystąpił do PO, to ja byłam jego przewodnikiem po Platformie, a nie na odwrót – mówi. Poróżnili się, kiedy wypowiedziała się w mediach krytycznie o jego happeningach. Tłumaczy, że nie wytrzymała, bo on zaczął przeginać. – On do mnie czuje czerwoną nienawiść, gdyby mógł, to pewnie własnoręcznie by mnie zamordował.

Pamięta, że kiedyś podczas dwugodzinnego spotkania lubelskich działaczy PO Janusz przez cały czas na nią wrzeszczał. – To było tak irracjonalne, że aż niewiarygodne – wspomina. O sobie mówi, że chociaż wystąpiła przeciwko Palikotowi, nie sprzymierzyła się ze Schetyną. – Najbardziej kibicuję Donaldowi, a w koteriach nie uczestniczę. Tłumaczy, dlaczego przyjęła propozycję szefa i została ministrem. – Miałam wybór: albo sport, albo nic. W Sejmie byłam totalnie blokowana.

Blokowanie – jej zdaniem – zaczęło się, kiedy po dobrym wystąpieniu w czasie debaty o zdrowiu zaproszono ją do telewizji. Potem zaproszenia do różnych programów sypały się jak z rękawa. – I kiedy miałam wystąpić na drugiej debacie, ktoś mnie wykreślił z listy mówców. Potem nie informowano mnie o spotkaniach klubu, a potem zarzucano, że jestem nieaktywna. Oskarżono mnie, że wyniosłam do mediów informację o przekształcaniu szpitali w spółki; nikt nie przeprosił, kiedy już wiedziano, kto naprawdę wyniósł.

Długo milczała, dusiła żale w sobie. Wreszcie poszła do posła, którego szanowała, Sławomira Rybickiego. Doradził, żeby zmieniła pracę w komisji zdrowia na inną. Przeszła do komisji finansów. – Tuskowi nigdy się nie żaliłam – mówi. – Pyta pan, kto mnie sekował? Nie powiem, kto konkretnie, powiedzmy, że koleżanki.

Podejrzewa, że kampania medialna, której pada ostatnio ofiarą, jest inspirowana przez dwie grupy: polityczną i złożoną z osób, którym grunt się zapali pod nogami, kiedy weźmie się za porządki w resorcie. Kto tworzy wrogą grupę polityczną? Nie powie, ale sugeruje, że też jakieś koleżanki. Wygląda na to, że Joanna Mucha nie wiedziała, iż jak człowiek wdepnie w życie polityczne, to wokół będzie pełno koleżanek. Przypadek Muchy pokazuje dobitnie, poza samą sprawą stadionu, premii i Euro, trawiącą Platformę chorobę wsobności, zawiści, nieżyczliwości, politycznego egocentryzmu. Coraz bardziej sprawdza się prognoza Tuska, że największym wrogiem Platformy jest ona sama.

Współpraca: Cezary Potapczuk

Polityka 08.2012 (2847) z dnia 22.02.2012; Temat tygodnia; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Waga musza"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną