Bliźnich, a już szczególnie kolegów po fachu, Jarosław Iwaszkiewicz specjalnie nie lubi: Przyboś – „Co za świnia!” (s. 184), „Ta świnia Ryś Dobrowolski” (s. 187), Krzywicka „stara i głupia” (s. 611), Gieysztor i Dąbrowska – „masoni” (s. 45), „Paweł Hertz – głupi” (s. 47), „Ten ohydny Stryjkowski” (s. 47), „ten idiota skończony Jan Parandowski” (s. 55), „idiota Kisielewski” (s. 152), Konstanty Jeleński – „to jest zły człowiek” (s. 114), „stary wredny endek Grzymała-Siedlecki” (s. 118), „Wacław Lednicki. Zawsze był prezesem Związku Nudziarzy” (s. 129), Jasienica, Julek Żuławski, Andrzejewski – „Cóż to za błazny w gruncie rzeczy” (s. 172).
Z litości do autora wybrałem tylko drobną część cytatów i z jednego tylko, ostatniego tomu jego „Dzienników”. Ludzie na tym świecie są z gruntu źli, zdegenerowani i niewiele warci. Ostał się nam (choć nie wiadomo po co) jeden Iwaszkiewicz. Cóż z tego, skoro „otoczony jest zazdrośnikami i nieżyczliwymi” (s. 78), a „Nienawiść do mojej osoby święci prawdziwe tryumfy” (s. 86), „zostałem sam na lodzie, jak zwykle, jak zawsze, okłamany, oszukany, samotny” (s. 110). „Nikt nie stanął po mojej stronie, nikt nie powiedział mi: trzymaj się Jarosław, ty masz rację” (s. 47). „A przecież są to moje sprawy, powinny być ważne i interesujące” (s. 178). Nic dodać, nic ująć w egoistycznej manii.
Po wyborze Karola Wojtyły na papieża wyrywają się Iwaszkiewiczowi te słowa (s. 552): „To ja powinienem był zostać papieżem”. Nie jest to bynajmniej żart. Dla mnie moment, w którym pisarz zatraca już wszelkie (czy znał je kiedykolwiek?) proporcje. Świat, którego stolicą są Stawiska, kręci się już tylko wokół niego, a zdarzenia mają sens tylko w tej mierze, w jakiej do niego się odnoszą.