Porażka to mało powiedziane. Prokuratura zaliczyła sromotną klęskę. Sąd Rejonowy w Sopocie umorzył trzy zarzuty postawione Jackowi Karnowskiemu (przyjęcie bezpłatnych napraw auta, zatajenie znajomości z dilerem samochodów i przyjęcie łapówki w postaci bezpłatnej usługi budowlanej o wartości 2 tys. zł), nie stwierdzając przestępstwa.
Czwarty zarzut (propozycja korupcyjna skierowana do biznesmena Sławomira Julke) sąd ponownie cofnął do prokuratury, by znalazła jakieś dowody uwiarygadniające korupcję. To już zresztą kolejny podobny dezyderat, w poprzedniej odsłonie cofnięto wszystkie zarzuty, do uzupełnienia materiału dowodowego. Prokuratura wydaje się nieczuła na oczekiwania sądu, któremu wkrótce nie pozostanie nic innego, jak błagać na klęczkach zastępcę szefa PA w Gdańsku Zbigniewa Niemczyka, by już nie partaczył, tylko zabrał się do rzetelnej roboty. Niemczyk niemalże osobiście zaangażował się w sprawę przeciwko Karnowskiemu, próbował strzelać z armaty, ale nie umiał jej odpalić.
Uwikłanie gdańskiej PA w sprawę Karnowskiego zakrawa na pieniactwo. Od początku prowokacja Julkego, który nagrał prywatną rozmowę z prezydentem Sopotu (swoim kolegą zresztą) i twierdził, że ma dowód, iż Karnowski żądał łapówki w postaci dwóch mieszkań, była wątpliwa moralnie i procesowo. Zarejestrowana rozmowa nie dawała podstawy do twierdzenia, że żądanie łapówki padło. Prokuratura wydała grube pieniądze na ekspertyzy, które niczemu nie zaprzeczyły i niczego nie potwierdziły. Badano, czy nagranie było montowane – nie ustalono tego po dziś dzień.
Nie ustalono też, jakie naprawy, kiedy i za ile wykonano w aucie prezydenta miasta. Mimo to, co pewien czas do opinii publicznej wyciekają z prokuratury nieautoryzowane informacje, że nowa sensacja wisi w powietrzu.