Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Prawo last minute

Źle lub jeszcze gorzej, czyli jak się tworzy w Polsce prawo

„Uchwalanie przepisów napisanych w ekspresowym tempie, w zagadkowej dyskrecji, bez uwzględniania głosów ekspertów stało się w ostatnich latach niemal powszechną praktyką, zarówno w rządzie, jak i w Sejmie oraz Senacie”. „Uchwalanie przepisów napisanych w ekspresowym tempie, w zagadkowej dyskrecji, bez uwzględniania głosów ekspertów stało się w ostatnich latach niemal powszechną praktyką, zarówno w rządzie, jak i w Sejmie oraz Senacie”. Adam Chelstowski / Forum
W pośpiechu, na kolanie, bez konsultacji z ekspertami i opinią publiczną - skandal wokół ACTA odsłonił rzeczywistość tworzenia prawa w Polsce.
„W Sejmie w zasadzie nie ma zwyczaju konsultowania projektów ustaw. Poseł na ogół wie lepiej i nie pyta o zdanie ekspertów, nie szuka sojuszników do przeprowadzenia ich przez Sejm”.Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta „W Sejmie w zasadzie nie ma zwyczaju konsultowania projektów ustaw. Poseł na ogół wie lepiej i nie pyta o zdanie ekspertów, nie szuka sojuszników do przeprowadzenia ich przez Sejm”.

To, co słyszałem przed chwilą w debacie związanej z rządową ustawą o płatnościach dla rolników to skandal. Dokument ma 200 stron. Aby ze zrozumieniem przeczytać jedną stronę, trzeba 5 minut. 200 stron to już pół dnia. Moim kolegom dano czas o wiele krótszy, czyli nie byli w stanie z sensem [jej] przeczytać – tak mówił kilka tygodni temu w Sejmie poseł Ruchu Palikota Piotr Bauć, protestując przeciwko obowiązującemu na Wiejskiej stylowi pracy. Na koniec zaapelował o „uszanowanie myślenia w procesie tworzenia prawa”.

Uchwalanie przepisów napisanych w ekspresowym tempie, w zagadkowej dyskrecji, bez uwzględniania głosów ekspertów stało się w ostatnich latach niemal powszechną praktyką, zarówno w rządzie, jak i w Sejmie oraz Senacie. Lista ustaw uchwalanych w podobny sposób wydłuża się z każdym rokiem, w ostatnich kilku latach – od objęcia władzy przez PiS - jakby z większym dynamizmem. Coś, co wcześniej zdarzało się raczej sporadycznie, dziś jest zjawiskiem nieomal powszechnym. Kiedy w 2003 r. wybuchła „afera Rywina” bezprawnie usunięte przez urzędników ministerstwa kultury z nowelizowanej ustawy o radiofonii i telewizji słynne słowa „lub czasopisma” stały się synonimem psucia państwa przez niekompetentnych, podatnych na korupcję urzędników. To był pierwszy wstrząs. W grudniu 2005 r., tuż po wygranych wyborach parlamentarnych, PiS przy wsparciu posłów Samoobrony i LPR zmienił tę samą ustawę o radiofonii, tyle że w części dotyczącej jej składu. Aby wymienić obsadę Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji zdominowany wówczas przez osoby związane z lewicą, w ciągu jednego posiedzenia Sejmu przepchnęli zmiany w ustawie o RTV, które umożliwiały powołanie nowej rady – PiS, LPR i Samoobrona wzięły w niej wszystkie miejsca.

Reklama