Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Reforma Gowina

Minister Jarosław Gowin „otworzył” oto zawody. Rzecz polega w największym skrócie na tym, iż kto zda odpowiednie egzaminy – ogólne i specjalistyczne – będzie mógł wykonywać wybraną profesję, nie oglądając się na opinie i preferencje starych wilków dziedziny, stworzonych przez nich komisji i podkomisji, którym z góry przypisuje się mafijność, stronniczość i korporacyjność. A któżby się nie zgodził? Do spiskowej wizji rzeczywistości nikogo nie trzeba przekonywać. Problem w tym, że jeśli czasem diabeł tkwi w szczegółach, tym razem usadowił go Jarosław Gowin w hurcie. Stąd też macha ogonem i w dzwony bije.

Minister sprawiedliwości wie doskonale, iż o cierpieniach odrzucanego przez staruchów kandydata na „mechanika wiertni w zakładach górniczych wydobywających kopaliny otworami wiertniczymi” słyszało tylko 000,1 proc. obywateli Rzeczpospolitej. Ani przez chwilę nie lekceważę jego domniemanej krzywdy i frustracji. W tym samym jednak rzędzie ustawia Gowin również „przewodników górskich” czy „przewodników górskich międzynarodowych”. Nie spotkałem do dzisiaj specjalisty od mechaników z wiertni. Mój błąd. Natomiast zaprzyjaźniłem się z kilkunastoma „ludźmi z gór”. Nie jest to moja działka, gdyż jestem zwolennikiem równin, i gdybym mógł, zniwelowałbym te wszystkie polodowcowe zaszłości. Tym niemniej realia są, jakie są. Oznacza to, że góry istnieją, a wraz z nimi wierchy, żleby, przepaście, lawiny, percie, wodogrzmoty, cyrle, poważni górołaźcy i bandy ceprów wybierających się ku niebiosom w tenisówkach lub lakierkach. Nad bezpieczeństwem tych ostatnich (choć nie tylko ich) starają się czuwać przewodnicy górscy, wysokogórscy, a w smutnej ostateczności goprowcy.

Polityka 12.2012 (2851) z dnia 21.03.2012; Felietony; s. 96
Reklama