Nie jest jednak pewne, czy Palikot rzeczywiście jest gotowy rękę przyłożyć do tego dzieła, a więc może tej reformy po prostu nie będzie. Nawet uchwalenie w końcu wymęczonej ustawy (ile jeszcze może się odbyć spotkań „ostatniej szansy”, aby „szukać przestrzeni” dla kompromisu lub „światełka w tunelu”?) – obwarowanej jakimiś elementami dodatkowymi, aby podkreślić „społeczną wrażliwość” ludowców – też niewiele zmienia. Przecież natychmiast należałoby przejść do emerytur górniczych, mundurowych czy prokuratorskich i kasować kolejne przywileje. Do dalszych zmian przejść jednak nie będzie można, gdyż Pawlak ma partyjny kongres w październiku lub w listopadzie i to tego czasu będzie walczył o swoją prezesurę.
Odpowiedź na pytanie, o co gra Pawlak, jest jasna od początku sporu emerytalnego – o utrzymanie się na stanowisku szefa partii, bo czas rozliczeń się zbliża i ludowcy, chociaż współrządzą, w wyborach parlamentarnych sukcesu nie odnieśli. Rzecz jednak znamienna – im ostrzej walczy, tym bardziej rosną szeregi wątpiących, czy w końcu wygra. Po ostatnich wewnątrzkoalicyjnych zawirowaniach to głównie z ludowych szeregów płynęły pytania: o co mu chodzi? Czy Pawlak musi być nadal wicepremierem?
Ta koalicja ma oczywiście dla PSL bardzo wymierną wartość, ale największy słój z konfiturami trzyma dziś Marek Sawicki, podobno konkurent Pawlaka do stanowiska prezesa, choć bez większego przekonania do startu. Może go jednak przekonają? Jest też kilku marszałków województw ze sporymi ambicjami.
Emerytalna mordęga musi pozostawić na koalicji rysy, wzajemne zmęczenie i wysoki poziom nieufności. Na razie perspektywa rozpadu koalicji ożywia opozycję, która obiecuje rządowi gorącą wiosnę.