Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Dla siebie i dla sprawy

Historyczny sukces Agnieszki Radwańskiej

Sukces Agnieszki Radwańskiej w Miami to dowód, że polska tenisistka dojrzała do zwycięstw ważnych i wielkich.

Trudno o lepsze potwierdzenie przynależności do światowej czołówki. Turniej w Miami znajduje się w tenisowej hierarchii tuż za imprezami z cyklu Wielkiego Szlema, zjeżdżają się tu najlepsi z najlepszych, kuszeni imponującymi premiami oraz pokaźnym zastrzykiem rankingowych punktów. Radwańska udowodniła, że zwycięstwa w drugiej połowie ubiegłego roku (na czele z tym z Pekinu, dorównującym rangą najnowszemu wyczynowi) nie były chwilowym przebłyskiem, ale początkiem marszu w górę, który, jak wszystko na to wskazuje, będzie miał swój ciąg dalszy. Przy takiej formie Polki zajmowane przez nią obecnie w kobiecym rankingu czwarte miejsce wydaje się tylko chwilowym przystankiem.

Przez turniej w Miami Radwańska przeszła mocnym i równym krokiem, a wszystkim małostkowym znawcom oraz miłośnikom tenisa, wytykającym wyjątkowo sprzyjający układ gier (najpierw zawodniczki z głębokiego zaplecza, potem osłabiona i nieswoja Venus Williams, a w półfinale Maron Bartoli, cierpiąca na kompleks Radwańskiej) dała odpór w finale, pokonując obecną wiceliderkę rankingu Marię Szarapową przekonująco i z chłodną głową. Bardzo długo Radwańska uchodziła za tenisistkę niezwykle utalentowaną i wszechstronną, ale dość bezradną w starciach z rywalkami przekładającymi siłę nad finezję. Konsekwentnie wytykano je również braki w przygotowaniu fizycznym oraz irytującą manierę demonstrowania na kortach zniechęcenia, gdy sprawy biegły nie po jej myśli, lub gdy czuła się zwyczajnie bezradna. Ostatnie miesiące to okazja do zapoznania się z nowym obliczem Polki – nie dość, że wciąż stać ją na zagrania bajeczne technicznie, że w gorących momentach daje pokaz żelaznych nerwów, to jeszcze potrafi zacisnąć zęby i walczyć, a nawet w sprzyjających okolicznościach urządzić mały pokaz siły.

Reklama