Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Ku**atura koła

Koszulki na Euro z wulgaryzmem

Nowe koszulki dla kibiców na Euro, czyli jak nas słyszą, tak nas piszą.

Grozą powiało, gdy fakt pojawienia się w Niemczech wysyłkowego sklepu sprzedającego specjalne koszulki na polsko-ukraińskie Euro, błyskawicznie zaczęto w sieci komentować jako prowokację i kolejny etap naszego odwiecznego sporu z Niemcami. W istocie koszulki te – przedstawiające różne wzory, w tym kształt naszego kraju, piłkarzy, butelki i daty meczów Euro 2012, każdorazowo opatrzone wulgarnym słowem na „k” – dość celnie punktują naszą spécialité de la maison. Coś, co w czerwcu może na polskich stadionach stać się czymś podobnym do dźwięku wuwuzeli na mistrzostwach w RPA – czymś nieznośnym i fascynującym zarazem dla przyjezdnych.

Czy sami jesteśmy lepsi? Zaraz, w końcu to w Polsce – w gigantycznej kampanii medialnej ze spotami telewizyjnymi pokazywanymi w porze największej oglądalności – naśmiewamy się z Chucka Norrisa, niegdysiejszego Strażnika Teksasu, który wchodzi do banku i na hasło „Faktury?” reaguje podenerwowanym: „Fuck tury!”.

Owszem, przyzwolenie na wulgaryzmy na świecie może i większe, ale wyobraźmy sobie, że jakiegoś polskiego filmowego kombatanta – Daniela Olbrychskiego czy Bogusława Lindę – zatrudniają tylko po to, by trochę pobluzgał w narodowym języku w niezbyt wyszukany sposób, w równie idiotycznej sytuacji i ku uciesze odbiorcy reklam za granicą?

Ale i bez Norrisa nasz produkt eksportowy sobie poradzi. Urban Dictionary – sieciowa wyrocznia w dziedzinie nowego języka – podsuwa 11 definicji słowa na „k”, jednoznacznie definiując jego polski charakter. I nie chodziło o czasownik „kochać”. Nowa fala polskiej emigracji, gdy tylko dotarła na Wyspy Brytyjskie, nauczyła miejscowych kluczowego nadwiślańskiego słowa, czyniąc z niego w wielonarodowym kraju termin nieco bardziej międzynarodowy. A Polacy przyjmujący Anglików u siebie wielokrotnie – czego sam byłem kilka razy świadkiem – próbowali ich z dumą nauczyć wymowy popularnego wulgaryzmu, jako (pouczali) jedynego niezbędnego do życia polskiego słowa, które może dziś nastręczyć pewnych problemów w wymowie, bo nie jest kalką z angielskiego.

Jak teraz przekonać obcokrajowców, że nasze językowe dobro narodowe zaczyna się tam, gdzie kończy wybrzmiewać słowo na „k”? Toż to – żeby tak sobie pozostać przy „k” – klasyczna kwadratura koła.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną