Atmosfera tego rozstania jest dość wyjątkowa. Artur Rojek i pozostała czwórka muzyków (Wojciech Powaga, Jacek i Wojciech Kuderscy, Przemysław Myszor) o zakończeniu współpracy informują – jak głosi oświadczenie – „zgodnie”. Czterej ostatni będą występować dalej jako Myslovitz, z nowym wokalistą, którym – czego już w oświadczeniu nie ma – będzie Michał Kowalonek z obiecującej formacji Snowman.
Jeśli zgodnie, to znaczy, że bez skakania sobie do gardeł, ale też – prawdopodobnie – z długim namysłem. Trudno się nie zgodzić z tym, że Myslovitz od ładnych paru lat mają problem, ich ostatnia, dość nieudana płyta „Nieważne jak wysoko jesteśmy...” pokazywała to wyjątkowo dobitnie. Po 20 latach muzycy, których kiedyś połączyła sympatia przede wszystkim do brytyjskiej muzyki tamtego okresu, wyraźnie rozeszli się, jeśli chodzi o zainteresowania i wizje. Najmocniej oddalił się od reszty Rojek, który odniósł zarazem największy sukces artystyczny poza macierzystą grupą – w formacji Lenny Valentino – a w ostatnich latach jako dyrektor Off Festivalu udowadniał, że ma znacznie szersze zainteresowania muzyczne niż to, co było słychać w Myslovitz.
Po apogeum, jakim było dla kariery mysłowickiego zespołu wydanie płyty „Miłość w czasach popkultury” (1999 rok) i fenomenalne grane wówczas koncerty, przyszło zderzenie ze ścianą – nie wyszło im, jak wielu innym polskim muzykom, przebijanie się na Zachodzie. O ile w kraju udało im się udowodnić, że grając nowoczesną muzykę gitarową można wciąż przebić się z niszy do mainstreamu i podbić listy bestsellerów, to w Niemczech i Wielkiej Brytanii nikt nie potrzebował tego rodzaju dowodów.