Marta Kaczyńska? Wolałbym o niej nie rozmawiać – zgodnie powtarzają kolejni politycy PiS. Były działacz tej partii: – Dwa lata temu, w czasie kampanii prezydenckiej, uznaliśmy, że zaangażowanie Marty może nam pomóc uwiarygodnić wizerunkową przemianę Jarosława Kaczyńskiego. Nie rozumieliśmy, dlaczego prezes podchodzi do tego pomysłu – delikatnie mówiąc – bez entuzjazmu. Dziś, gdy wiem o Marcie więcej, jestem pewien, że w normalnych warunkach Jarosław nie zgodziłby się, żeby pojawiła się w jego kampanii.
Wiosną 2010 r. sytuacja była jednak nadzwyczajna. Marta i jej mąż Marcin Dubieniecki w autoryzowanych przez spin doktorów PiS wywiadach dla gazet i kolorowych pism opowiadali o sobie, o bólu po stracie rodziców i o Jarosławie Kaczyńskim. Marta zapewniała, że plotki o wzajemnej niechęci jej i stryja są wyssane z palca, że stryj jest dla niej takim autorytetem jak tata i że bardzo się kochają. Przy kawalerze i samotniku, ubiegającym się o urząd prezydenta, bratanica miała pełnić rolę zastępczej „pierwszej damy”.
– U części kolegów niesmak wywołał wywiad, w którym Marta opowiadała o stracie rodziców, ilustrowany zdjęciami z sielskiego pikniku z mężem i dziećmi na plaży. Ale politycznie jej aktywność wydawała się bezpieczna. Byliśmy pewni – chyba także Jarosław – że po kampanii celebryckie publikacje się skończą, Marta wróci do domu, do dzieci i wszystko będzie OK – wspomina członek PiS, jedyny, który zgodził się o niej porozmawiać (Ale tylko anonimowo!).
Po wyborach sytuacja wymknęła się jednak PiS spod kontroli. Marta stała się narzędziem promocji i kartą przetargową swojego męża w rozgrywce o jego miejsce na scenie politycznej.