Powtarzają jak mantrę, że jako politycy powinni liczyć się z krytyką. Ale zaraz dodają: to, co ich spotkało, nie może pozostać bez kary. I że chodzi o powagę urzędu, szacunek dla prawa, demokracji. Oraz „zwalczanie przejawów zdziczenia w życiu społecznym i politycznym”.
O ulotkę
6 kwietnia 2012 r. radca prawny słupskiego magistratu Józef Dudra napisał do Sądu Rejonowego w Słupsku zażalenie na postanowienie asesora Prokuratury Rejonowej w Człuchowie, oddalające skargę prezydenta Słupska Macieja Kobylińskiego. Prezydent – znany z brutalnych potyczek słownych z oponentami – poczuł się do żywego dotknięty anonimową ulotką.
W czym rzecz? Pod koniec lutego 2012 r. prezydent Słupska uroczyście otworzył Dom Przedpogrzebowy z krematorium, pierwszym w tej części Pomorza. Kierownik obiektu zachwalał sprowadzony z Hiszpanii piec (inni mają szwedzkie) i deklarował gotowość do przyjęcia pierwszych zleceń.
W marcu na korytarzach ratusza pojawiły się ulotki. Z fotomontażem. Nad kosztownym kaplico-krematorium góruje portret prezydenta miasta. Obok lista problemów, jakie – zdaniem autorów ulotki – gnębią miasto (brak pracy, brak mieszkań, zamykane szkoły). Podejrzenie padło na grupę osób, które zbierają podpisy o referendum, by odwołać Kobylińskiego. Lecz ci się odcinają. W urzędzie jest monitoring. – Mamy dość dobrej jakości zdjęcie z profilu mężczyzny w bejsbolówce, ale strażnicy miejscy mówili, że więcej nie pojawił się w urzędzie, więc nie było szansy go rozpoznać – relacjonuje Jacek Szuba, asystent prezydenta. Ale od czego jest aparat ścigania? 9 marca 2012 r. na stronie internetowej urzędu miasta pojawił się komunikat: „Anonimowi autorzy ulotki do swych celów wykorzystują tragedię i powagę śmierci, dają wyraz braku jakiejkolwiek kultury osobistej i dobrego smaku.