W momencie startu Euro wszyscy zyskali przyzwolenie, by stać się patriotami biało-czerwonymi. Nawet ci, którym jeszcze niedawno na różnych marszach niepodległości, wiecach smoleńskich i w obronie Telewizji Trwam odmawiano tego prawa. Nawet premier i prezydent, którym przypadła ta historyczna okazja, by właśnie teraz Polskę reprezentować wobec milionów gości i widzów, stawać przed kamerami z białym orłem w tle. I nijak nie ma sposobu, by tę niefortunną dla prawicy sytuację jakoś odkręcić, nie narażając się rzeszom kibiców odpychającym od siebie na tę chwilę spory polsko-polskie. Zapewne więc będzie utrzymywać się swoiste zawieszenie broni. A potem tym silniej wróci stan wojny, w którym zakończone mistrzostwa będą jakoś wykorzystywane, w zależności od tego, co się zdarzy sportowo czy organizacyjnie, a nawet jeśli się nic szczególnego nie zdarzy. Można już pisać prawdopodobne scenariusze batalii.
Duma w sejfie prawicy
Jej osnową będzie właśnie polska duma, której depozytariuszem, obrońcą i piewcą mieni się polska prawica. Od kilku lat zrobiła z niej swój podstawowy oręż, znak rozpoznawczy i własność. Oskarża przeciwników politycznych, że się jej sprzeniewierzają, że jej nie pielęgnują, a wręcz przeciwnie, drwią z historii Polski, rozdrapują niepotrzebnie stare rany, samooskarżają się i biczują, odbierają Polakom godność.
Prawicowa duma z jednej strony, została umiejscowiona w chwalebnej przeszłości, z drugiej w spodziewanej, upragnionej przyszłości, „kiedy zwycięży prawda”. Najbardziej charakterystyczną cechą tej wizji jest to, że wyłączona jest z niej teraźniejszość czy – szerzej – współczesność. Cała III RP, poza 1992 r. oraz okresem 2005–07, nie nadaje się do dumy, bo to czasy plugawe, pełne kłamstwa i nieprawości.