Dobre posunięcie wizerunkowe przed rosyjskim marszem 12 czerwca. Przychodzimy w obliczu tragedii, która dotknęła nie tylko was, Polaków, ale i nas Rosjan.
Pod wieczór rutynowy, niezbyt liczny marsz smoleński spod katedry pod Pałac Prezydencki, z niemrawym prezesem na czele. Mało zadziorny. Liderzy jak zwykle wychwalali nawzajem swój patriotyzm. Lud pisowski wiwatował jakby przyduszany czerwcowym skwarem. Surrealizm dzisiejszych uroczystości smoleńskich w Warszawie żyjącej mistrzostwami Euro, rzucał się już w oczy chyba prawie każdemu, kto miał oczy do patrzenia.
Jak długo jeszcze? Tak długo, jak długo to się będzie politycznie kalkulowało.
Tak długo, póki ,,mgła smoleńska’’ się doszczętnie nie rozwieje. Ale w innym sensie, niż prorokują prezes i jego Wielki Przyboczny Smoleński. I póki stanie sił niezmordowanej Annie Fotydze, która wszystko robi, by mgła się rozwiała, ale tak, żeby się jednak nie rozwiała, bo wtedy po co by były marsze smoleńskie? A do wyborów jeszcze przecież wieczność.