To świat dużych kwot i widowisk naprawdę masowych. Poprzednia światowa trasa koncertowa Madonny – Sticky&Sweet Tour – przyniosła ponad 400 mln dol. i znalazła się w ścisłej czołówce najbardziej kasowych tournée wszech czasów. Tu marketing szeptany nie zdaje egzaminu, tu trzeba krzyczeć – nawet gdy tegoroczna trasa ma wyniki finansowe tylko trochę gorsze niż poprzednia.
Co robi Madonna? Proponuje charakterystyczną dla siebie od lat mieszaninę symboliki religijnej i politycznej, łączy broń i prowokacyjne seksualnie stroje. Rozpoczęła trasę koncertem w Tel Awiwie, gdzie wzbudza owacje, ale i kontrowersje – prasa pisze o demonstracyjnym wymachiwaniu kałasznikowem w utworze o pokojowym (dodać należy) przesłaniu. Kilka dni później śpiewa w Turcji – kraju niemal w całości muzułmańskim – i odsłania w czasie jednej z piosenek prawą pierś. I na to prasa reaguje. Ta bardziej konserwatywna: „Czy tak wypada?”. Ta liberalna: „Czy w tym wieku to jeszcze wypada?” (artystka ma 53 lata). Madonna wywołuje też natychmiastową reakcję francuskiej prawicy, gdy zestawia w pokazywanym na koncercie filmie twarz Marine Le Pen z symbolem swastyki. Front Narodowy, partia córki Jeana-Marie Le Pena, ostrzega przed pokazywaniem tych samych wizualizacji na koncercie w Paryżu, a gdy do tego dochodzi, zapowiada proces. Koncert na Stade de France odbywa się notabene 14 lipca – w święto narodowe Francji.
W Polsce mamy w pamięci protesty, do których doszło, gdy Madonna trzy lata temu przyjechała do Warszawy po raz pierwszy, trafiając od razu w maryjne święto 15 sierpnia.