Mieli nadzieję, że prezydent Komorowski wręczy mu nominację zaraz po dymisji dla Marka Sawickiego. Waldemar Pawlak nie bałby się, że Kalemba wyrośnie na polityka, który może zagrozić jego pozycji w partii, jak stało się to w przypadku poprzednika. Wszyscy ludowcy zaś, zwłaszcza ci, którzy polokowali swoich krewnych i znajomych na państwowych posadach, nareszcie odetchnęliby z ulgą. Widmo czystek kadrowych zostałoby oddalone. Wszystko zostałoby po staremu.
Gdyby tak się stało, powodów do zdenerwowania przybyłoby natomiast gwałtownie Donaldowi Tuskowi. Sondaże Platformy mogłyby zacząć lecieć w dół. Wyborcy nie byliby bowiem w stanie zrozumieć, po co to całe przedstawienie z przejmowaniem obowiązków. Premier ciągle na to pytanie nie odpowiedział, ale nadal ma szansę. Partia rządząca nie może machnąć ręką na całą polską wieś i rolnictwo, pozwalając robić tam koalicjantowi, co zechce. Musi się wreszcie zorientować, jaką politykę rolną należy uprawiać, aby rolnictwo zaczęło się rozwijać. Rosnący eksport – wskaźnik, którym tak lubił się posługiwać Marek Sawicki – wcale nie jest dowodem, że wszystko gra .Wręcz odwrotnie, za wielkie unijne pieniądze konserwujemy na wsi skansen. Ku radości francuskich, hiszpańskich czy holenderskich konkurentów, którzy obawiali się dynamicznego przyrostu w Polsce dużych gospodarstw towarowych. To mogłoby zagrozić ich pozycji na unijnym i międzynarodowym rynku. Tak się, niestety, nie dzieje, a PO sprawia wrażenie, że nie ma nawet o tym zielonego pojęcia. I beztrosko porzuciła wiejskich wyborców, których miała przecież więcej, niż PSL. Platforma ciągle nie ma dla nich żadnej oferty, pozwala nawet ludowcom „rozkułaczać” duże gospodarstwa. Jedyne, które konkurują z unijnymi farmerami.
Nie chodzi o czystki kadrowe.