Młody Kalemba, którego wytropiono w jakimś oddziale Agencji Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa, ma odejść, aby tata mógł zostać ministrem bez skazy nepotyzmu. Wprawdzie w tej agencji pracuje od lat i przebył w niej długą drogę, od referenta poczynając, ale okazuje się, że teraz może powstać konflikt interesów i premier wolałby, aby do takich sytuacji nie dochodziło. I tak oto polityka prorodzinna u ludowców zyskuje nowy wymiar. Syn musi się poświęcić dla nieoczekiwanej i w gruncie rzeczy dość wątpliwej kariery ojca. Nie wiem, czy sprawą nie powinna się zainteresować Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Następuje tu chyba naruszenie podstawowych praw obywatelskich, nawet jeśli przyjąć, że politykom i ich rodzinom zdecydowanie mniej wolno. Młody Kalemba nie jest zresztą politykiem, a przynajmniej nic nie było o tym dotychczas słychać.
I tak oto tydzień, który mógł się okazać bardzo ważny w polityce, zwłaszcza dla premiera, dla całego układu rządzącego, zakończył się szukaniem nowej roboty dla młodego Kalemby. Tydzień mógł być ważny, bo koalicyjny mechanizm od dawna bardzo zgrzytał i była szansa na jakieś przesilenie. Nie żeby od razu zrywać koalicję, bo innej i tak się nie zmontuje, ale aby przynajmniej uzyskać od ludowców publiczne zapewnienie, że ten rodzaj polityki (chodzi zwłaszcza o partyjną politykę kadrową) się zmieni. Do ustalenia było zresztą sporo kwestii merytorycznych, choćby dotyczących opodatkowania rolnictwa, o czym się głównie mówi bez podejmowania konkretnych działań, czy przyszłości owych agencji, które stały się źródłem patologii. Rzecz bowiem nie w tym, aby wyrzucić z nich ludzi po kumotersku zatrudnionych (może część z nich się do tej pracy nadaje), ale aby strukturalnie uporządkować cały obszar wokół rolnictwa. Takiego komunikatu nie było.