Na polu elegancji nowa Polska – po transformacji – zaczęła marnie. Kiedy prezydent Wałęsa ruszał z pierwszą wizytą do Paryża, mekki światowej mody, gospodarze zasugerowali, by do uroczystej kolacji dla 200 osób zrezygnować ze stroju wieczorowego. Rozumiemy, powiedzieli, że strona polska zderzyłaby się z trudnościami w sprostaniu zwyczajom dyplomatycznym. – Miałem smutne poczucie pewnego zapóźnienia – mówi Tomasz Orłowski, polski dyplomata i autorytet w dziedzinie protokołu, obecnie ambasador we Francji. Ambasador nie kryje dziś satysfakcji: jego zdaniem doganiamy Europę.
Psychologom ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej wyszło z badań przed ostatnimi wyborami prezydenckimi, że Polacy oczekują od swojego prezydenta nie tylko doświadczenia i uczciwości, ale także ogłady i dobrej prezencji. Tak wśród elit, jak i w opinii społecznej w Polsce narasta potrzeba pewnego awansu, odpowiednich zachowań, a nawet wyszukania w sytuacjach społecznych, towarzyskich.
– Przez 20 lat obserwowałem, jak to się zmienia – mówi Orłowski. – Dziś, przynajmniej w klasie średniej, po zaspokojeniu podstawowych potrzeb pojawia się potrzeba stylu bycia. Jaki ma on być? Wyrafinowany, właściwy, wyszukany. Jeden z ojców demokracji amerykańskiej, Benjamin Franklin, mawiał: jem dla własnej przyjemności, ale ubieram się dla przyjemności innych.
W stroju zawarty jest kod i sygnał. Bankier ma dawać poczucie bezpieczeństwa, urzędnik – służby (w upalny dzień w marynarce i pod krawatem mówi interesantowi: męczę się dla ciebie), artysta nawet poza sceną tworzy widowisko.