Prokuratura z definicji powinna być instytucją hierarchiczną, zdyscyplinowaną, podporządkowaną procedurom. Mało jest tam miejsca na dowolność, nie powinno być mowy o anarchii. Jasne reguły postępowania, stała kontrola kwalifikacji zawodowych i etycznych to zabezpieczenie przed nadużyciami potężnej władzy, jaka spoczywa w ręku prokuratorów. Opieszałość i nieskuteczność budzi nie tylko w ofiarach przestępstw, lecz w całym społeczeństwie poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, ba, przeświadczenie o słabości państwa.
Nadgorliwość i pochopność wydaje się jeszcze gorsza. Bo choć oczywiście to sąd sądzi i bez wyroku człowiek jest niewinny, już samo wmieszanie się prokuratora w ludzkie życie, samo postawienie zarzutów w wielu przypadkach oznacza śmierć cywilną. Areszt – ruinę reputacji, biznesu, kariery zawodowej. Z systematycznej obserwacji spraw z pierwszych stron gazet i tych o lokalnym zasięgu wynika, że prokuraturę dotykają obie te przypadłości naraz, składając się na jakiś napadowy, a może już i chroniczny niedowład. Spróbujmy skatalogować listę objawów tej dwubiegunowej choroby.
1. Brak woli
Mnóstwo śledztw jest przedwcześnie umarzanych. Ot, sprawa z Dąbrowy Tarnowskiej, typowa: już po kilkunastu miesiącach prokurator umorzył postępowanie w sprawie brutalnego mordu na 17-latce. Uznał, że wykrycie sprawców jest niemożliwe, chociaż okoliczności zbrodni były znane, a krąg podejrzanych młodych ludzi dość ograniczony. Rodzice zamordowanej zaskarżyli tę decyzję. Sprawę podjęli funkcjonariusze policyjnego Archiwum X z Krakowa, grupy operacyjno-śledczej, drążącej sprawy umorzone – niekiedy nawet przed wieloma laty – z powodu niewykrycia sprawców.