Wydaje mi się, że ja wiem, co bym powiedział na jego miejscu. Nie będę tego trzymał dla siebie i zaraz napiszę, tylko najpierw chcę w skrócie przypomnieć, że jeśli Polak ma pracować do 67 roku życia, to lepiej byłoby dla Polaka i dla Polski, żeby to był Polak zdrowy i najedzony i dzięki temu chętny do pracy. A jeśli będzie to Polak, który po dwóch miesiącach stania w szpitalnej kolejce dowie się, że specjalista przyjmie go za 10 miesięcy, to muszę tu pocieszyć pana Piotra Dudę. Tak, tego Piotra Dudę, przewodniczącego obecnej Solidarności, którego – delikatnie mówiąc – raczej nie cenię. Chcę go jednak pocieszyć, że może się on oraz cały jego związek zawodowy nie fatygować z protestami na ulicach stolicy i innych miast, bo szkoda autobusów, opon, benzyny – słowem, szkoda czasu i atłasu. Reforma emerytur „67” sama padnie, jak wszystkie inne rewolucyjne pomysły rządu (np. dopalacze, leczenie pedofilów itp.), bo była na kolanie pisana. Powtarzam – zdrowie trzeba mieć, jeść trzeba porządnie, a nie kiełbasę zrobioną z wody, soi, kości, skóry, tłuszczu i konserwantów.
W ciężkiej sytuacji ekonomicznej nie ma co liczyć na pomysły opozycji, bo jej też brakuje uczciwego pomysłu na podźwignięcie opieki zdrowotnej, gospodarki i nauki. Głównym programem, zresztą tak właśnie zgłaszanym, jest obalenie Tuska. Bardzo możliwe, że jest to dobry program, tylko że gdy się go zwali, to się cały program opozycji politycznej skończy. Można by przypomnieć stary przedwojenny dowcip „lepszy Rydz niż Śmigły” jako argument za pozostaniem tego rządu i Tuska przy władzy. Tylko niech te Rydze coś wymyślą, bo wszystko tak się rozłazi jak stara koszula. Zamiast porządnie skonstruowanych ustaw, jak się dowiaduję, rząd ma zamiar zaproponować m.in. „ozusowanie” śmieciowych umów. Teoretycznie składki zusowskie będzie płacił pracodawca, ale faktycznie rąbną one po kieszeni zatrudnionych, którzy natychmiast zasilą szeregi pracujących na czarno. Jeśli premier nie wierzy, niech zatrudni wszystkich swoich ministrów i urzędników tak, by sami sobie musieli płacić wszystkie składki. Ciekawe, do kogo będzie wtedy mówił na posiedzeniach Rady Ministrów – chyba tylko do ministra Gowina, bo filozofowie zawsze byli ponad wszystko.
PiS wyszedł na czoło notowań poparcia dla partii, i to wcale nie dlatego, że jest taki świetny, tylko dlatego, że Platforma stała się taka nijaka. Jakby się rozpuściła we własnym sosie. A coraz częściej pojawiają się opinie, że i ten sos może się rozpaść. Byłby to pierwszy przypadek na świecie, żeby sos się rozpadł, ale jak się okazuje, politycy są zdolni do wszystkiego. Całymi latami te same gęby pokazują nam się w zjełczałym repertuarze partyjnych pomysłów na uzdrowienie tego czy owego. Ratunku, ratunku, niech ktoś otworzy okna, niech ktoś wywietrzy, odkurzy i wymiecie, a potem wprowadzi do tej pieczary pełnej skamielin jakąś drużynę młodych, pełnych zapału i dobrze wykształconych apolitycznych speleologów. Oni powiedzą, że jest to skała osadowa, nieciekawa od strony naukowej i poznawczej. Niech to zostanie raz wyraźnie powiedziane, bo inaczej – z całym szacunkiem dla wapienia – zwapniejemy wszyscy na amen.
Czy naprawdę poza partyjnymi pawiami prężącymi firany i ogony nie ma nikogo, kto by zaproponował rozsądne – bo nie polityczne – rozwiązania? Żebym nie został źle zrozumiany – nie dopominam się o rząd fachowców utworzony przez bezpartyjny PiS. Dopominam się o rząd ministrów i urzędników, którzy potraktują władzę jako służbę społeczną. Powtarzam, służbę i tylko służbę. Przypominam też kolejny raz – „ministrare” znaczy służyć, niech to w końcu wszyscy zrozumieją.