Zaskoczeni byli posłowie Platformy, którzy uważają, że warto bronić antyaborcyjnego status quo. Czyli ,,kompromisu’’. Podobnie uważa prezydent RP, a to on ma w ręce ostateczną decyzję o losie ewentualnego całkowitego zakazu przerywania ciąży.
Można dyskutować, czy status quo to istotnie ,,kompromis’’. Moim zdaniem, kompromisem byłoby złagodzenie obecnego prawa antyaborcyjnego na wzór niemiecki. Ale nie można dyskutować z faktami parlamentarnymi.
A fakty parlamentarne są takie, że sprawa aborcji okazała się przede wszystkim polityczna. Pozwoliła odnotować pewien sukces niewielkiej Solidarnej Polsce i zademonstrować swą wagę prawicy w PO. Bez głosów PO projekt SP trafiłby do lamusa historii parlamentarnej wraz z projektem Ruchu Palikota.
Obie grupy parlamentarne, SP i antyaborcyjni ,,ziobryści’’ w PO, zaznaczyły więc swą polityczną obecność, wykorzystując zagrywkę Ruchu Palikota. Palikot poległ, ziobryści są dalej w grze – także dzięki Palikotowi, który spowodował się, że sprawa wróci na wokandę, choć dobrze wiedział, że jego projekt liberalizacji prawa antyaborcyjnego w obecnym Sejmie nie ma szans.
Koszty polityczne i społeczne będą poważne. Tuż przed przemówieniem premiera Tuska, jego partia okazała się głęboko podzielona i niesterowna, co osłabia pozycję szefa rządu i ugrupowania.
Liberalna część elektoratu PO dostała kolejny raz po zębach. Jeśli tak poszło z aborcją, nie ma co marzyć o in vitro. Przecież Tusk nie odważy się teraz poddawać pod głosowanie jakiegokolwiek projektu w tej kwestii, bo jego właśni posłowie będą mogli go bez trudu odrzucić. Skoro teraz się udało?