Od czterech miesięcy pod Polską granicą znów ustawiają się kolejki Gruzinów, którzy proszą o przyznanie statusu uchodźcy. A właściwie udają, że proszą, bo większość z nich w ogóle nie dociera do obozów dla uchodźców albo bardzo szybko z nich ucieka.
Według unijnych przepisów, Polska jako kraj graniczny UE musi rozpatrzyć każdy taki wniosek. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się bezzasadny. Natomiast cudzoziemiec w ciągu dwóch dni powinien samodzielnie dotrzeć do wskazanego ośrodka dla uchodźców. Tyle teoria. W praktyce wygląda to tak, że połowa od razu ucieka do bogatszych krajów UE. A kolejne 30 proc. chwilę później.
– Większość z nich od razu myśli o wyjeździe do innego kraju. Głównie Niemiec, Austrii i Francji. Niektórzy na początku zastanawiają się nad próbą zostania w Polsce. Ale szybko się orientują, że nie są tu gorąco przyjmowani – mówi jedna z osób pracujących z uchodźcami. W ośrodkach zostają tylko ci, którzy nie mają już pieniędzy ani siły na dalszą podróż.
Problem, zwłaszcza z Gruzinami, staje się coraz większy. Z miesiąca na miesiąc Straż Graniczna odbiera coraz więcej wniosków. W styczniu o status uchodźcy ubiegało się 357 Gruzinów, a w sierpniu było ich już 792. W sumie w tym roku 5248 Gruzinów postanowiło zostać uchodźcą na terenie Polski. Szans na przyznanie statusu właściwie nie mają żadnych. W tym roku szef Urzędu do Spraw Cudzoziemców nie udzielił międzynarodowej ochrony żadnemu Gruzinowi.
Dla Polski, która chce mieć dobre stosunki z Gruzją, sprawa jest podwójnie kłopotliwa.