Czyż nie słychać tej nutki dumy w określeniach – największa klęska, największa kompromitacja, największy skandal, wstyd na cały świat? To wszystko głoszono i ogłaszano przez dni wiele, ustalając jednocześnie winnych i studiując z prawdziwym zacięciem instrukcję obsługi dachu. Oddawali się temu ludzie z tytułami naukowymi i bez tytułów. Tym samym bardzo wzrosła liczba ekspertów od spraw wszelakich – mamy już dużą grupę, która wie, jak wylądować w Smoleńsku podczas każdej pogody, takich, którzy wiedzą, co można ściąć, a czego ściąć nie można za pomocą skrzydła, teraz pojawiła się grupa znawców zamykania i otwierania dachu oraz jakości drenażu murawy.
Wprawdzie winnego owego skandalu natychmiast wskazała publiczność na stadionie, skandując: „PZPN, PZPN” (może niesłusznie, ale w uznaniu za całokształt), nie mogło to jednak wyczerpać sprawy. „Widać, że państwo nie działa” – stwierdził krótko Jarosław Kaczyński. Dymisji Tuska tym razem jednak nie zażądał. Ten spektakl jest zaplanowany przez PiS na listopad, bo na razie parapremier zbiera jeszcze grupę ekspertów i udziela kolejnych wywiadów o tym, jak będzie wspaniale rządził, a jak źle rządzi rząd obecny. Scenariusz widowiska politycznego po zdarzeniach stadionowych był z góry znany i wiadomo było, że choć publiczność woła: „PZPN!”, politycy w większości zawołają: „Tusk!”. Premier już powinien być do tego przyzwyczajony i nie reagować zbyt impulsywnie, zwłaszcza że czekał go szczyt Unii, może trochę ważniejszy niż studiowanie instrukcji otwierania dachu.
Przecież bez względu na zarządzone kontrole, nie czekając na ich wynik, wszystkie partie opozycyjne i tak urządziły na temat dachu konferencje prasowe, a Solidarna Polska, która najdzielniej walczy o przetrwanie, urządzała ich nawet po kilka dziennie – zapowiadając wielokrotnie dymisjonowanie minister sportu Joanny Muchy, czyli prosząc innych, aby się pod takim wnioskiem podpisali, bo sama jest za mała liczebnie.