Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Zibi zwycięzca

Zbigniew Boniek nowym prezesem PZPN

Niczego, jeśli chodzi o sympatie piłkarskich działaczy, nie można być pewnym. Wybory na prezesa PZPN wygrał kandydat, który jeszcze niedawno uchodził za niewybieralnego.

Piłka nożna to ponoć pierwszorzędna ze spraw drugorzędnych, ale klimat napięcia i rangi wydarzenia, jaki nakręcono przy okazji piątkowego zjazdu, był tak wielki, że aż groteskowy. Można było odnieść wrażenie, że w oczekiwaniu na werdykt futbolowej rodziny, cała Polska wstrzymała oddech, że kwestia wyboru prezesa piłkarskiego związku jest sprawą wagi narodowej, a prezes jest co najmniej trzecią osobą w państwie.

Można by ten szał zrozumieć, gdyby osoba prezesa bezpośrednio przekładała się na jakość gry piłkarskiej reprezentacji, tymczasem takiej zależności nie ma. Reprezentacja jest tak silna, jak dobrzy są piłkarze w niej grający, a wychowywanie piłkarzy powinno być przede wszystkim zmartwieniem klubów. Ale wielu prezesów wciąż choruje na krótkowzroczność i zamiast dbać o klubowe szkółki, inwestować w szkolenie, woli polegać na rekomendacjach menadżerów, choć jest to taktyka na chybił-trafił. PZPN jest od wytyczania kierunku, od patronatu, od wspierania oddolnych inicjatyw, od całej nadbudowy, która ma się przełożyć na dobry klimat wokół piłki – tego wszystkiego, co w ostatniej kadencji leżało odłogiem.

Co oznacza dla polskiego futbolu wybór Zbigniewa Bońka na szefa PZPN?  Na pewno będzie bardziej światowo, nowocześnie, wydaje się, że standardem stanie się ład korporacyjny, a nie filozofia wicie-rozumicie, że pieniądze, które związek potrafi wypracować, przestaną się wylewać bokami, a zostaną przeznaczone na działania statutowe. Boniek jest jednym z najbliższych przyjaciół szefa UEFA Michela Platiniego, co powinno przełożyć się na to, że do Polski zawita piłka przez duże P – najpewniej ważne turnieje młodzieżowe, a może nawet finały europejskich pucharów (wszak stadiony mamy). Boniek nie jest w gorącej wodzie kąpany, w przeciwieństwie do swojego poprzednika najpierw myśli, a potem mówi, pobrzękiwanie szabelką nie jest w jego stylu, więc zapowiadają się 4 lata spokoju. Poza tym nowego prezesa w reformatorskim zapale powinien utwierdzać zarząd – większość „betonowych” kandydatów przepadła.  

A co ten wybór oznacza dla Zbigniewa Bońka? Duże zmiany, bo z Rzymu raczej nie da się związkiem rządzić, a na pewno byłoby to źle odebrane. Boniek poświęca wygodne życie człowieka, którego nie goni czas ani obowiązki, poświęca przyjemności towarzysko-hobbystyczne, kładzie na szali swój autorytet zbudowany podczas znakomitej kariery piłkarskiej. Już sam fakt, że chciało mu się startu w wyborach spróbować, że nie bał się ryzyka ani dodatkowych obowiązków, dobrze o nim świadczy. Może to tylko kwestia jego ambicji, a może rzeczywiście chce coś dla polskiej piłki zrobić.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną