Politycznie i formalnie Pawlak, jako koalicjant, został przez Platformę dopieszczony. Jest w rządzie jedynym wicepremierem, można by pomyśleć – następny po Tusku. Ale to nieprawda. Coraz bardziej widoczne jest, że rząd funkcjonuje bez niego, a ostatnio nawet Pawlakowi wbrew. Trochę jakby w rewanżu za kokietowanie opozycji i wspólną kolację z Jarosławem Kaczyńskim. Za wypuszczanie sygnałów, że PSL, będąc w koalicji, gotowe jest – jak to ma w zwyczaju – dogadywać się w różnych sprawach z opozycją. Na przekór kolegom z własnego rządu.
W medialnej ofensywie rządu, prezentującej program walki z kryzysem, za działkę wicepremiera przypisaną ministrowi gospodarki odpowiadają minister finansów Jacek Rostowski i szef resortu skarbu Mikołaj Budzanowski. Oni też prezentują go w mediach. To na nich spoczywać ma ciężar wdrażania najważniejszych dla gospodarki inwestycji publicznych, ratujących jednocześnie miejsca pracy. Czyli znów działka Pawlaka. Nie wiadomo nawet, czy zapoznali się z leżącą w szufladzie u wicepremiera strategią rozwoju energetyki do 2030 r. W Platformie mówią, że – choć przygotowana niedawno – stawia jedynie na węgiel, nie uwzględnia bogatego programu poszukiwań gazu łupkowego. W tym ostatnim Pawlak także nie uczestniczy. Tusk robi swoje, Pawlak swoje.
Formalne kompetencje Pawlaka, jako ministra gospodarki, są o wiele większe niż rzeczywiste. Powinien być kreatorem polityki energetycznej, żeby nie powiedzieć – gospodarczej. Jego zadaniem jest także troska o podnoszenie konkurencyjności naszej gospodarki. Mając pod sobą głównie mało konkurencyjne kopalnie, raczej tę konkurencyjność osłabia.