W tekście „Prawdoidy z tabloidów” (POLITYKA 41) Mariusz Janicki postawił trzy tezy: że umysł tabloidowy się narodził, tak jakby go wcześniej nie było. Że media mu schlebiają. I że jest to nowa demokracja. Zobaczmy, ile prawdy jest w każdej z nich.
Czy umysł tabloidowy to noworodek naszych czasów? Kiedy czytam, że brukowe gazety są zidiociałe, że są cywilizacyjną cofką, bo są obrazki zamiast płachty zwartego tekstu, mógłbym wysnuć wniosek, że świat kiedyś rzekomo był bardziej cywilizowany i nie było zidiociałych gazet. Owszem, w PRL nie było miejsca na zabójstwa wśród klasy robotniczej ani patologii władzy, nawet popołudniówki były w miarę przyzwoite. Ale na Zachodzie tabloidy szalały, o czym kręciło się takie filmy, jak „Utracona cześć Katarzyny Blum”.
Jeśli sięgnąć do gazet przedwojennych, to może nie znajdzie się łamania obyczajowego tabu, ale w polityce jątrzenie, judzenie i zohydzanie rozkwitało. Tabloid raczej należy potraktować jako wyraz postępu czytelnictwa i – tu słuszność przyznaję Janickiemu – poczucia równości. W jednym z tabloidów ukazał się kiedyś artykuł „Posłom frykasy, dzieciom ochłapy”. Że to skandal, że niesprawiedliwe. Gdyby materiał ukazał się powiedzmy 300 lat temu, nikogo by to nie zdziwiło. Posłowie z racji swego stanu i rangi dostaliby frykasy, dzieci zjadłyby ochłapy i każdy byłby zadowolony. Dziś oświeceniowy mit równości sprawia, że taki tekst wywołuje emocje – przeciwko elitom. Retoryka tabloidu jest zawsze antyelitarna, ale tylko w kwestii władzy politycznej.
Narodziny zła
Tematy poruszane w tabloidach zawsze zajmowały ludzkie umysły.