Gdy Prawo i Sprawiedliwość po swojej kampanii podporządkowanej tzw. merytoryce (określenie jednego z aktorów tej kampanii, czyli profesora Glińskiego, przedstawianego jak najpoważniej jako przyszły premier) przeskoczyła Platformę i przebiła sufit szybując grubo powyżej 30 proc. Już zdawało się, że tego lotu nikt i nic nie powstrzyma.
Ale, jak zawsze, niezawodny okazał się sam Jarosław Kaczyński, który te pozytywne sondaże wysadził w powietrze podążając na oślep za osławioną publikacją „Rzeczpospolitej” (największy chyba bubel dziennikarski dziesięciolecia) o trotylu na wraku samolotu i rzucając najcięższe oskarżenia pod adresem Tuska i kolegów. Ludzie, jak widać, tego nie wytrzymują – poza oczywiście tymi, którzy zawsze będą wytrzymywać, niejako wręcz z rosnącym entuzjazmem – mają dość agresji smoleńskiej i nieodpowiedzialności za słowo, za porządek, za bezpieczeństwo, państwo i demokrację. Bo to tak jest, nie bójmy się rzeczy i słowa nazywać po imieniu. Zamachu to dokonuje nikt inny tylko Jarosław Kaczyński.
Zapewne zaraz zresztą złagodnieje, powróci do merytoryki, zwoła narady i będzie z troską wsłuchiwać się na oczach kamer telewizyjnych w rozproszone głosy autorytetów i ekspertów na temat fatalnego stanu rzeczy w Polsce, w każdej po kolei typowanej do rozprawy dziedzinie. Już to zapowiedział w ekskluzywnym wywiadzie dla braci Karnowskich z „Uważam Rze”, zapewne z głębokim przekonaniem, że ludzie znowu to kupią, pamięć o aferze z trotylem i zbrodnią w tle wytłumią, a sondaże polecą dla PiS w górę.
Bo jest Jarosław Kaczyński najlepszym scenarzystą seriali w Polsce, pani Łepkowska powinna zapisać się do niego na kursy. Pisze kolejne odcinki wedle płodozmianu, raz na ostro, raz na łagodnie, raz sensacyjnie, raz sielankowo.