Skoro jednak demokracja stacza się z natury, to warto zapytać, dlaczego jakiś okrutny Kaczor i perfidny Donald nie zdominowali polityki w Norwegii, Niemczech, Szwajcarii, Ameryce, Francji etc.?
Na temat niskich pobudek i pokus, którym politycy od wieków ulegają, moglibyśmy z Krasowskim (oraz Machiavellim) marudzić bez końca. I na ogół byśmy się pewnie zgadzali. Ale dużo ciekawsza wydaje mi się rozmowa o relacjach między działaniem (na przykład politycznym) a objaśnianiem świata. Choćby między zbrodniami Borgiów i borgiopodobnych a wizją polityki, jaką maluje Machiavelli. Albo między brutalizacją polskiej polityki a objaśnieniami proponowanymi przez prawicowych autorów, takich jak Krasowski.
Podstawowy błąd Krasowskiego polega, jak sądzę, na tym, że nazbyt uprościł opis mechanizmu określającego standard polityki. W jego analizie polityka to efekt prostej jak kij reakcji popytu i podaży. Lud chce – polityk dostarcza. Lud jest brutalny i zły, więc skuteczny polityk musi być taki sam.
Spierałbym się, czy lud rzeczywiście jest tak zły, jak uważa Krasowski. Elitarne narracje o złym ludzie (leniwym, bezmyślnym i bezlitosnym demosie) są tyle warte, co ludowe narracje o złych (złodziejskich, krwiopijczych, zdradzieckich) elitach. Warto natomiast zapytać, czy rzeczywiście polityczny przekaz idzie w jedną stronę.
Krasowski zakłada, że lud jest ciemny i zły, ale jednocześnie wierzy, że ten lud wie, jakiej polityki chce. To się nie trzyma kupy. Lud chodzi do pracy, wychowuje dzieci, robi zakupy, bawi się. Średnio co drugi Polak głosuje, gazety czyta co dziesiąty, informacyjne kanały tematyczne ogląda co trzydziesty. Ilu ma kompetencje, czas i ochotę, by rozważać, jaka demokracja i polityka jest dobra? Zdecydowana większość przyjmuje na wiarę to, co jej mówią politycy (i inne osoby, którymi zajmiemy się później).