E-papierosy wciąż jednak można palić w restauracjach, pubach czy w kinach. Chociaż niewiadomo jak długo. Nie emitują dymu – tylko jego namiastkę – ale to i tak podróżnym przeszkadzało, więc się skarżyli. Stąd zakaz.
Elektroniczne papierosy – wymyślone kilka lat temu przez jakiegoś sprytnego Holendra – są produkowane w Chinach. Jest wiele modeli tych papierosopodobnych urządzeń. Generalnie jednak, wszystkie składają się z: baterii, układu elektronicznego z małą grzałką i pojemniczka z liquidem, zawierającym przede wszystkim glikol propylenowy oraz glicerynę. Zawierają także nikotynę w kilku stężeniach (ale są też liqudiy całkowicie jej pozbawione) oraz zapach, który może być tytoniowy, ale też każdy inny.
W wielu państwach Europy coraz częściej palacze stają się e-palaczami. Po pierwsze, traktują e-papierosy jako zdrowszy substytut papierosa klasycznego. W e-papierosach nie ma bowiem procesu spalania, więc nie powstają substancje smoliste – najbardziej trujące w normalnych papierosach. Układ elektroniczny atomizuje cząsteczki liquidu, zamieniając je w postać przypominającą dym, następnie grzałka ten niby dym podgrzewa i można się czymś takim zaciągnąć jak normalnym papierosem. Wydychana jest para wodna. Czy są w niej resztki nikotyny? Trudno powiedzieć – jeśli nawet, to raczej śladowe.
Kolejna grupa e-palaczy to osoby, które pragną rzucić nałóg palenia i traktują elektroniczne papierosy jako dobry sposób, by z czasem w ogóle przestać palić cokolwiek.
Branża rozwija się w astronomicznym tempie. Szacuje się, że w przyszłości e-papierosy zaczną skutecznie konkurować z wyrobami przemysłu tytoniowego, a z czasem nawet będą je wypierać. Poza tym e-palenie jest znacznie tańsze niż palenie drożejących niemal z miesiąca na miesiąc zwykłych papierosów.